„Fear of the Dawn” – Jack White

Third Man Records, 8 kwietnia 2022

„Fear of the Dawn” – Jack White

Długo zwlekałem z zakupem tej płyty, co nigdy wcześniej nie zdarzało mi się w stosunku do albumów Jacka White’a i jego zespołów. Jednak wielu recenzentów kręciło nosem na dziwaczność tej pozycji, na jej nierówność, a i świadomość, że wkrótce wyjdzie kolejna płyta artysty też komplikowała mi decyzję. Zatem odczekałem i nabyłem obydwa wydawnictwa jednocześnie, będąc w sumie zaintrygowanym tak różnym odbiorem nowej muzyki ex lidera White Stripes. „Fear of the Dawn” to ten rockowy album, w sumie taki, jakiego można się było spodziewać. Dużo gitar, garażowego bluesa, czasem Sabbathowych riffów i szczypta szaleństwa w duchu Jimi Hendrixa. Żeby jednak nie było zbyt oczywiście, autor wplótł tu arabskie wokalizy, rapowe popisy Q-Tipa i cytaty z Manhattan Transfer. To stąd rockowi puryści narzekali i czepiali się. Jack White jest swego rodzaju geniuszem, który potrafi po raz setny wynaleźć proch i zrobić tym na wszystkich wrażenie. Nie można się jednak dziwić, że czasem przekracza granice i dokłada jakieś nowe elementy – tym bardziej, że robi to w co najmniej przekonujący sposób. Kontrowersyjny singiel „Hi-De-Ho” od razu zwrócił moją uwagę, ale też mojego Syna, który zauważył, że motyw z tego kawałka wykorzystał Mata na swojej płycie. To zupełnie nie Whiteowy numer, który szybko chwyta, ale też – jak na singiel – ma zdecydowanie przydługi wstęp. Wydane także na singlach „Taking Me Back” i utwór tytułowy zlewają się z kolei w jedno i żal je potem traktować jako osobne kawałki. Niby „Taking Me Back” jest fajny, ale dopiero jak wchodzi ciężki riff z „Fear of the Dawn” robi się naprawdę fajnie (za to jest trochę za krótko jak na samodzielny utwór). Z czterech singlowych propozycji najlepiej zaprzyjaźnić się zatem z „What’s The Trick”, choć ten jest najmniej zaskakujący w tym gronie. Utwór „Eosophobia” zawiera elementy dubu i wraca potem w nieco innej wersji z dopiskiem (Reprise). Wokalizy Manhattanowe w „Into the Twilight” są naprawdę ciekawe. Ta płyta kilka razy zaskakuje, ale bez przesady, że nagle Jack White stał się spadkobiercą ekscentrycznego Captain Beefhearta, tak jak niektórzy piszą. „Fear of the Dawn” jest dobrą, pomysłową i miejscami oryginalną pozycją. Ja na coś takiego właśnie liczę, sięgając po twórczość Jacka White’a i mnie tu wszystko zagrało na 100%.