„Empuzjon” – Olga Tokarczuk

Wydawnictwo Literackie, 1 czerwca 2022

„Empuzjon” – Olga Tokarczuk

Z przyjemnością przeczytałem tę powieść. A w sumie przy ostatnich dziełach naszej Noblistki trochę się męczyłem. Tu jest znów ujmujący klimat, intrygująca – jak na sanatoryjne życie – akcja i pełne pasji dialogi oraz opisy. Cofamy się do nieistniejącego świata sprzed pierwszej wojny światowej i trafiamy do sławnego wówczas sanatorium na Dolnym Śląsku, w którym leczono głównie chorych na śmiertelną wówczas gruźlicę. Młody Mieczysław Wojnicz, wychowywany przez zasadniczego ojca, przybywa do miejscowości Görbersdorf (dzisiejsze Sokołowsko) ze Lwowa i trafia do pensjonatu dla panów, gdzie ulokowani zostali pacjenci, dla których nie było miejsca w gmachu sanatorium. Już na samym początku pobytu bohater natrafia na zwłoki żony właściciela pensjonatu. Ta śmierć – pozornie samobójcza, okazuje się co najmniej zagadkowa. Jest pierwszym oddechem grozy, jaka spływa na bohatera i innych mieszkańców uzdrowiska. Miejscowość położona w otoczeniu gór i lasów, pomimo świeżego powietrza i dobrych warunków leczniczych, okazuje się miejscem tytułowego empuzjonu, czyli świata czarownic. Ale niepokój narasta wolno. Bohater oddaje się poznawaniu nowego miejsca, rozmowom i przyjemnościom podniebienia. To czasy gdy dyskusje w męskim gronie dotykają rzeczy poważnych, politycznych, filozoficznych i moralnych. Zabawne z dzisiejszej perspektywy są umieszczone tu opinie dotyczące kobiet, jakie nie były obce wykształconym obywatelom w tamtych czasach. Sam Mieczysław Wojnicz jawi się jako kolejny nadwrażliwy bohater, który krępuje się nagości (nawet w gabinecie lekarskim), zakrada kilkakrotnie do pokoju zmarłej kobiety, wsłuchuje w odgłosy domu i zawiera przyjaźń z poważnie chorym miłośnikiem nowoczesnego malarstwa. Rzadko zabiera głos w dyskusjach, co stanowi efekt ostrożnego życia do jakiego przywykł od czasów niezbyt szczęśliwego dzieciństwa. Im dalej wchodzimy w historię, tym więcej gromadzi się przykrych i niepokojących zdarzeń. Przed Wojniczem ukazuje się świat leśnych lalek (Tuntschi) wykonywanych przez węglarzy z runa leśnego, kamieni i konarów. Służą zaspokajaniu męskich potrzeb, jednak miejscowi łączą z nimi niejasne, mroczne siły. Na cmentarzu dominują zmarli pochowani w listopadzie. To wtedy, każdego roku nadchodzi zło. Tokarczuk nie boi się przekraczać granic realności. Bohater wpatruje się w dzieła plastyczne, które pokazuje mu przyjaciel, by dostrzec to co ukryte i nieoczywiste. Jego jestestwo też jest jakoś niepewne. Cały świat za chwilę się nieodwracalnie zmieni. Te wszystkie lęki, przemiany i westchnienia przeszłości nabierają tu mocy, niczym w jakimś horrorze. Prątki gruźlicy nie są największym problemem Wojnicza. Ta powieść tętni, pachnie i przerasta swoistym lękiem. Ma też w sobie coś narkotycznego, niczym miejscowa nalewka Schwärmerei, która upaja i zaburza percepcję. Naprawdę ucieszył mnie ten powrót Tokarczuk, w takiej właśnie odsłonie i formie.

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×