Jesień 1930 roku, fikcyjne naftowe miasteczko gdzieś na południowym wschodzie. Policja zostaje wezwana do trupa zamordowanego śpiewaka operowego. Podczas wizji lokalnej mundurowi natrafiają na ślady seryjnego mordercy sprzed dekady, zwanego „Kucharzem”. Z zacinającej się płyty w domu ofiary płynie fragment tanga, a sama ofiara została ułożona w koszmarny kształt tancerza. Czy „Kucharz” powrócił? Kolejne zbrodnie mają pewne wspólne cechy. Policja gubi się w domysłach, a podejrzanego wciąż brak. Michał Witkowski, tęskniący za przeszłością, zdecydował się pierwszy raz odwołać do czasów sobie obcych, by topić się w nostalgii za latami minionymi. Robi wszystko, by wyczarować tamten świat, by czytelnik mógł go ujrzeć, powąchać, a nawet poczuć jego smak. To bynajmniej nie jest „złota epoka”, bo i zapachy przeważnie ohydne, bieda przejmująca, aura podła, a sanacyjne władze żałosne. Do tego moralność całkiem upadła. A jednak Witkowski z typową dla siebie pasją schyla się nad bohaterami, ich językiem i stylem bycia. Można odnieść wrażenie, że istotniejsze są opisy potraw serwowanych w restauracji „Gastronomia”, niż kryminalne dociekania. Częściej gościmy w różnego rodzaju spelunkach, przybytkach rozrywki, niż w komisariacie. Jedynie kostnica bywa miejscem profesjonalnych dywagacji, jakie mogą pchnąć śledztwo naprzód. Swoją drogą opisy zwłok, czy tortur stosowanych podczas przesłuchań bywają wstrząsająco naturalistyczne. Można zastanawiać się na ile Witkowski udźwignie wątek kryminalny, czy uda mu się stworzyć odpowiednią zagadkę, bo przecież w gruncie rzeczy chodzi tu o obrazy, smaki i obyczajowość przedwojenną. Obawy są jednak bezzasadne. Czytelnik nie wpada na trop szybciej od policji, a na rozwiązanie trzeba czekać do ostatnich stron. Ta obszerna powieść jest wynaturzonym odbiciem przeszłości opisanej. Witkowski musiał ją wyczarować z dawnej literatury, kina i gazet. Czuć westchnienia do tej dawnej formy i stylu, choć nie jest to pokłon dla starych dobrych czasów. Witkowski nie ukrywa niczego co brzydkie, śmierdzące czy podłe. Naftowe miasto z jego nowym bogactwem jest wzniesione na wszechobecnym ubóstwie. Niezdrowe przemysłowe powietrze, miesza się z fatalną higieną. Fantazyjne wille kontrastują z robotniczymi dzielnicami. Wymyślne potrawy dla śmietanki towarzyskiej z permanentnym głodem. Nieprzyzwoite fortuny, z wszechobecną prostytucją i złodziejstwem. Witkowskiemu nie robi różnicy, w który z tych światów zagląda. Ich forma jest dla niego równie pociągająca literacko i charakterologicznie. Każdy przemawia tu własnym głosem i na swój sposób robi dobrą minę do złej gry. W tej mierze jest to niewątpliwie cenny wkład w gatunek, który przecież od dawna święci w Polsce tryumfy.