„Profound Mysteries II” – Royksopp

PIAS, 2 września 2022

„Profound Mysteries II” – Royksopp

Royksopp milczał, milczał, aż nagle przygotował na ten rok aż trzy płyty, pod wspólnym tytułem „Profound Mysteries”. Właśnie słucham drugiej części, która zgodnie z wyznaniami grupy miała bazować na pomysłach Kraftwerk, Depeche Mode, ale i marginalizowanej przez lata scenie italo-disco. Od razu powiem, że ja tych inspiracji za wiele nie słyszę. Royksopp stał się dla mnie już na tyle charakterystycznym zespołem, że nie zastanawiam się, czy coś tu brzmi jak Gazebo, Savage, czy wczesne Depeche Mode. Wokale są raczej delikatne i nastrojowe, choć pojawiają się też bardziej klubowe barwy w stylu lat 90. Zasadniczo wśród śpiewających gości nie ma tym razem wielkich gwiazd (chyba, że za taką potraktować Pixx?). Stylistycznie płyta rozpięta jest pomiędzy dwiema ostatnimi dekadami XX wieku, czyli akurat epoką zanim norweski duet zaczął nagrywać swoje płyty. O ile w latach 80. śledziłem synth-popową scenę, o tyle w latach 90. Interesowała mnie z tej strony jedynie scena techno. Stąd miałem pewien kłopot z polubieniem drugiej płyty Royksopp, która w przeciwieństwie do atmosferycznego debiutu, mocniej osiadła na parkietowych rytmach. Z dzisiejszej perspektywy trzeba powiedzieć jednak, że to właśnie do płyty „The Understanding” należy przyrównywać nowe dokonania zespołu. Kto nigdy nie słyszał Royksopp niech wyobrazi sobie, że Jean Michel Jarre zaprasza wokalistki do nagrania swoich wczesnych płyt typu Oxygen czy Equinox – takie są właśnie „Profound Mystries”. Ja mam szczególną słabość do ostatniego singla jaki wyszedł przy okazji promocji „II”, czyli „Oh, Lover” zaśpiewanego przez Susanne Sundfør. Coś z uroku Bryana Ferry pobrzmiewa w głosie Jamiego Irrepressible’a, a towarzyszący mu podkład to z kolei najbardziej stonowana i zbolała w stylu Antony and The Johnsons kompozycja na płycie. Instrumentalny „Control” przypomina stare dobre Yello, które nabiera z czasem nieco technowego rozmachu. Nowy materiał Norwegów należy do takich, które nie wnoszą niczego oryginalnego, ale przyjemnie się do niego wraca. To po części muzyka „klasy B”, jak właśnie italo-disco, ale w określonym stanie ducha można się nie czepiać. Odrobina lukru jakoś tu nie wadzi. A już w listopadzie trzecia część projektu.