Jestem ewidentnie spóźnionym słuchaczem Suede. W ich złotym okresie raził mnie manieryczny wokal Andersona. Zresztą generalnie w latach 90. ominęła mnie fascynacja całą masą brytyjskich grup – począwszy od Oasis i Blur, przez Pulp i Suede właśnie, aż po Radiohead. Z kolei w nowym wieku wszystkich ich doceniłem (może najmniej Oasis). Akurat w przypadku Suede mam pewne luki w dyskografii, ale w oparciu o ich najgłośniejsze, wczesne płyty, oraz te wydane w ciągu ostatnich 10 lat, muszę powiedzieć, że „Autofiction” to najlepsza pozycja w dorobku kwintetu. Nagrali go w czasie pandemii, w sposób jak to czynią młode grupy, z punkową werwą i szczerością. Oczywiście nie mamy tu brudu, ani wulgarności, ale też nikt się tu nie oszczędza, nie gra ciszą, ani szczególną subtelnością. Te nowe piosenki są wyśpiewane na całą pojemność płuc. Muzycy poświęcają swoim instrumentom całą pasję do grania. Na to nakładają się naprawdę dobre kompozycje, chwytliwe melodie i charakterystyczna dla Suede przestrzenność brzmienia. Album promował otwierający go singiel „She Still Leads Me On”, ale i kolejne dwa są wielkie – „15 Again” i „That Boy On The Stage”. Pierwszy z nich ma urocze klawiszowe tło i chłopięcą (na miarę tytułu) świeżość. Drugi zaskakuje zderzeniem zadziorności z nieco westernowym rytmem i stadionowymi chórkami. Gdyby szukać jakiegoś liryzmu, to można ją odnaleźć w środkowym nagraniu „Drive Myself Home” i przedostatnim „What Am I Without You?”. Są w nich równocześnie wzniosłe tony, a Bret śpiewa momentami ocierając się o przerysowanie. Ale generalnie „Autofiction” to mocna płyta, z twardym basem, rockowo nabijaną perkusją i zdecydowanym wokalem. Kłania się Echo and the Bunnymen, Wall of Voodoo, czy Virgin Prunes, choć Suede na ich tle to jednak gwiazda. Świetny jest „It’s Always The Quiet Tones” będący niejako kwintesencją stylu grupy. Płytę wieńczy rozśpiewany jak wszystkie kawałek „Turn Off Your Brain And Yell”, który doskonale zamyka to wydawnictwo. Słowo daję, że to jest świetna, poruszająca, a nawet wzruszająca płyta. Murowany kandydat do mojego tegorocznego Top 10 w płytach.