No i jest – czwarta płyta najpopularniejszego w ostatnich latach polskiego artysty. Bez wahania kupiłem edycję limitowaną, by posłuchać czterech piosenek więcej. Przeczytałem też ze dwa wywiady i jakąś recenzję, by wiedzieć czego się spodziewać. Niemniej i tak dałem się zaskoczyć. Przede wszystkim zdecydowanie więcej tu rozrywkowego grania i różnego rodzaju klawiszowo-syntezatorowych aranżacji. Podsiadło, który przenosił na polski grunt granie w stylu The Strokes, potem pociągał go disco-punk, stał się teraz odpowiednikiem grupy Coldplay, która po zdobyciu statusu mega-gwiazdy zaczęła nagrywać co jej się żywnie podoba, pod warunkiem, że ludzie będą chcieli tego słuchać. Stąd i tutaj mamy wplecione jakieś boysbandowe zagrywki („Wirus”), rapowane stylizacje („Post”), czy gościnne udziały ze świata popu (Sanah w „O czym śnisz?”). Jest jakaś piosenka skrojona pod okres świąteczny („Halo”) i kilka nagrań do omawiania przez prasę popularno-celebrycką.
Wersja limitowana przynosi ponadto covery Anny Jantar i T.Love, co jest zapewne efektem zabaw podczas „Męskiego grania”. W ogóle jest tu sporo momentów, w których można odnieść wrażenie, że Dawid chciał dla „fanu” zrobić „coś w stylu”. Zarazem nowe piosenki są bezczelnie przebojowe i chwytliwe. W sumie dość łatwo je polubić, choć takich naprawdę świetnych kawałków jest tu zaledwie kilka. Na pewno wzrusza „Mori”, porusza „Blant”, a w klasycznym dla Dawida stylu jest „Szarość i róż” – mój faworyt na całym wydawnictwie. Z kolei po stronie pewnych rozczarowań jest „Awejniak” z udziałem Katarzyny Nosowskiej, po którym więcej się spodziewałem i trochę nijakie „Millenium”. Wartym odnotowania jest też, że niemal cała płyta jest po polsku, z wyjątkiem kończącego wersję limitowaną „Let You Down”.
Media skupiają się na atakującym moralnych hipokrytów singlu „Post”, dopisując do niego tezy o ataku na kościół. Tymczasem czai się tu obok niemal satanistyczny kawałek „Diable”, w którym pada groźnie brzmiące „diable weź mnie w swoje ręce”. Co jednak ciekawe Podsiadło w sąsiednim „Mori” wyznaje romantycznie wiarę w życie po śmierci. Ja oczywiście już lubię tę płytę. Choć wolałbym np. inne covery. Dawid Podsiadło jest uroczym i utalentowanym gościem. Ma zmysł przebojowości i zarazem naprawdę na wiele może sobie pozwolić. No i wreszcie zrobił te nowe piosenki, a nie kolejne wersje starych. Syn mi napisał, że Dawid pobił polskie rekordy na Spotify z tą płytą, przebił nawet Matę. Na listach światowych wyprzedza go tylko Arctic Monkeys i Taylor Swift. Czyli znowu sukces.