Debiutancka powieść urodzonego w Argentynie, a dorastającego w Szwecji amerykańskiego pisarza zdobyła uznanie krytyków (m.in. finał Nagrody Pulitzera i PEN/Faulkner Award). Mnie wydawało się, że połknę ją błyskawicznie (raptem 300 stron i przyjazny druk), tymczasem lektura ciągnęła mi się niczym podróż bohatera przez amerykańskie, XIX-wieczne bezdroża. To historia człowieka, który jako chłopiec zgubił się w szwedzkim porcie i trafił na inny statek, niż jego brat, przez co zamiast do Nowego Jorku, popłynął do San Francisco. Co sam, bez pieniędzy, znajomości języka angielskiego, w totalnie obcym świecie mógł zrobić? Oczywiście chciał dostać się do starszego brata, ale łatwiej chyba byłoby mu marzyć o staniu się milionerem w czasach ówczesnej gorączki złota. Zresztą właśnie rodzina poszukiwacza złota zaopiekowała się chłopcem na początku jego podróży. To dzięki niej zaczął poznawać język i nowy kraj. Potem stawał się zakładnikiem swojej inności – najpierw wyjątkowej w tych stronach urody, potem niespotykanej postury i tężyzny fizycznej, ale też nabytych umiejętności. Jednym z jego opiekunów stał się przyrodnik – darwinista, który nauczył go anatomii, swojego spojrzenia na życie i medycznej wiedzy. Później wzbogacał swoją wiedzę u Indian i został wytrawnym traperem. Jednak „dziki zachód” stawiał go wciąż w roli osoby walczącej o swoje. Z czasem stał się legendą, której ludzie się bali, lub próbowali go pojmać dla pieniędzy i sławy. Powieść Hernana Diaza jest jednak przede wszystkim opisem ludzkiej samotności i zagubienia. Bohater nawet żyjąc blisko z naturą doznawał od niej ran i upokorzeń. Te największe rany przychodziły od ludzi, ale też wśród ludzi znajdował czasem sympatię i wdzięczność. To ludzie też ożywiają tę powieść w momentach, gdy Hakkan, nazywany przez miejscowych Hawk, trafiał na nich na swej drodze. Niezwykle mało tu rozmów, jako że sam bohater ich unikał. Jeśli ktoś nie ceni sobie opisów chwytania zwierząt, garbowanie skór, sporządzania potraw, czy organizowania sobie schronienia, może czuć się tą lekturą nieco znużony. Hakkan porusza się po świecie po omacku. Choć potrafi nastawić i uleczyć złamaną kończynę, wyprodukować klej z kości, czy dezynfekować rany, nie ma elementarnej wiedzy o świecie – nawet to, że ziemia jest okrągła stanowi dla niego zaskakującą naukę. Jego refleksje są przeważnie czysto biologiczne. Autor przekonująco skonstruował tę postać i jej dość wyjątkową percepcję. Nie zmienia to jednak faktu, że strony mijają tu wolno, będąc podobnymi do siebie niczym świat pogrążony w jakiejś malignie.