„Sadza” – Brodka

Hard River/Kayax, 28 października 2022

„Sadza” – Brodka

Monika Brodka szybko zebrała się z nową muzyką, za to na polskie słowa musieliśmy czekać ponad dekadę. Wydany właśnie mini-album jest dość zaskakujący z racji na tak osobiste podejście do przekazu i delikatny skręt w kierunku trip-hopu i hip-hopu. Producentem „Sadzy” jest znany z duetu Syny niejaki „1988”. W wyznaniach autorki umieszczonych w kawałku „Wpław” pojawiają się nazwy lubianych artystów jak Skalpel, Sun Kil Moon, Massive Attack, czy King Krule – i to słychać, zwłaszcza w utworze tytułowym. O ile otwierający numer „Wpław” jest dla mnie miejscami niebezpiecznie popowy, to właśnie od „Sadzy” zaczyna się to, co na tej płycie dźwiękowo najciekawsze. Ale „Taka to zima” też jest udana i śmiało można powiedzieć, że jeszcze takich nagrań autorka nie miała. Inaczej tu śpiewa i oprawa jest mocno elektroniczna. Mocna, niczym ostatnia Nosowska, jest „Utrata”. Brodka nawet wokalizuje w niej podobnie. Świetne są tu nieco industrialne brzmienia, rytmy i tła. Znana także z pierwszego singla „Monika” ma klawisz jak w jakimś „Photographic” Depeche Mode, a rozwinięcie dodaje świetny dubowy pogłos i trip-hopowy mrok. To naprawdę imponujący i wpadający w ucho numer. Przypomina mi dzieła Grimes. W tekście pada nawiązanie do tytułu filmu „Dzikość serca”. Jeszcze większą niespodzianką jest udział wokalny Zdechłego Osy w utworze „Hydrozagadka”. Monika Brodka jest tu dość liryczna, podczas gdy Zdechły Osa raczej dramatyczny. W końcowym, krótkim „Outro” przytoczony zostaje tekst Ani Dąbrowskiej; „Padał deszcz, nikt nie widział mych łez”, które są gorzką kwintesencją całej płyty. „Sadza” stanowi wyraz rozczarowań i pretensji w relacjach damsko-męskich. Zwłaszcza utwór tytułowy jest bardzo kobiecy, sensualny i gorzki. Uczucie w „Utracie” ujęte jest jako wirus. W „Monice” bohaterka skupia się na swoim partnerze, który „cenił zbyt wiele nóg i zbyt wiele dłoni”. W „Hydrozagadce” łzy są słone, a sól wypala wzór. To co autorkę boli, czyni tę płytę mocną i wcale nie dziwię się, że zechciała wyrzucić z siebie te uczucia tak szybko. Szkoda, że dla nas to tylko 22 minuty.