Jakoś nie mogłem się zdecydować, które piosenki z nowych płyt wprowadzić na listę. Ostatecznie żadna z pięciu rozważanych przeze mnie pozycji nie doczekała się premiery, a do top 30 trafiły drugie piosenki z albumów The Smile i Archive. Gdzie te czasy, gdy z jednej płyty miałem po pięć, czy nawet więcej przebojów? No ale skoro w ciągu roku udawało mi się kupić góra dwadzieścia nowych płyt, bo więcej sensownych pozycji się na rynku nie pojawiało, to każda taka płyta była skarbem. Teraz często zostaje po nowościach jeden przebój na mojej liście – nawet, gdy płyty naprawdę mi się podobają. Ten, na dobra sprawę popandemiczny rok jest albumowo naprawdę bogaty. Nawet krajowy rynek ma – z mojej perspektywy patrząc – lepszą końcówkę, niż początek. Tych ciekawych premier niewiele już zostało do końca roku. Zostało mi jeszcze kilka zaległości, ale trudno dostępnych i nieprzyjemnie drogich. Może Mikołaj poratuje?