„Fossora” – Bjork

One Little Indian, 11 listopada 2022

„Fossora” – Bjork

Do Bjork trzeba mieć cierpliwość, bo jej twórczość wciąż umyka przyswajalności. Co już wydaje się, że zaprzyjaźniliśmy się z jej nowym obliczem, to znów się zmienia, jakby artystka drażniła się ze słuchaczem. Cały XXI wiek w wykonaniu Islandki to szukanie nowych form wyrazu. Dziesiąty album jaki nagrała od czasów „Debut” to zderzenie technowych podkładów z partiami klarnetu, oboju i fletu. Do tego dochodzi oczywiście głos Bjork, który jako jedyny przypomina wciąż z kim mamy do czynienia. Jeśli otwierający płytę, znany z pierwszego singla, utwór „Atopos” wyda się komuś dziwny, niech wie, że potem będzie jeszcze ekscentryczniej. W „Atopos” przynajmniej mamy konsekwentny (choć nieprosty) rytm, partie klarnetu, obój i wokal. Kolejny „singiel” – „Ovule” to już bardziej rwana kompozycja, w której każdy gra jakby sobie, a partie wokalne nie pozostają temu dłużne. Kto chce narzekać na „Ovule” dostaje jeszcze bardziej wymagające „Mycella” i żałobne „Sorrowful Soil” zbudowane niemal wyłącznie na głosie i partiach chóralnych. Na tym tle może zaintrygować najdłuższe na płycie „Ancestress”, w którym znów nie ma prawie bitów, za to słychać skrzypce, cello i kontrabas. To był trzeci singiel i jeden z utworów, na które krytycy najbardziej zwracają uwagę. Ja bym musiał chyba popróbować tych samych grzybków co Bjork, by uchwycić pełny wymiar tej kompozycji. Równie długie „Victimhood” mogłoby tworzyć ścieżkę do jakiegoś awangardowego filmu grozy. Partie klarnetów i oboju muszą budzić w słuchaczu niepokój, tym bardziej, że w pewnym stopniu zniekształcono ich brzmienie. Bjork śpiewa tu swoje partie, a muzycy grają własne, jakby w innym czasie. Dość to w sumie ciekawe, choć niewątpliwie trudne. Flety kreują z kolei tło w „Allow”, co sprawia, że jest to jeden z delikatniejszych momentów na płycie. Ale nie jest to bynajmniej sielankowa kompozycja. W nagraniu „Fungal City” wzięła udział największa liczba muzyków, ale trudno raczej mówić o orkiestrowej aranżacji w klasycznym tego słowa rozumieniu (może za wyjątkiem finału). To raczej „muzyka współczesna” z wszystkimi jej ekstrawagancjami. Podobnie można odnieść się do kolejnej kompozycji („Trölla-Gabba”). Mnie najbardziej podoba się końcówka płyty. „Freefall” skłonny jestem uznać za uroczy i przejmujący i widziałbym go jako singiel. Wreszcie słyszę w nim klasyczne harmonie. Z kolei tytułowa „Fossora” to najdynamiczniejsze nagranie na całym albumie. Może nie nadaje się do klubu techno, ale mocnych beatów tu sporo – zwłaszcza w szalonej drugiej części. Płytę kończy kameralny, zaśpiewany z córką Isadorą utwór „Her Mother’s House”. Spora to przygoda i niemałe wyzwanie, by zamknąć się z Bjork w jej muzycznym świecie. Nie da się tego zresztą inaczej słuchać, niż w pełnej izolacji od codziennego świata. Ale czy stać mnie na wiele takich spotkań? Wątpię.       

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×