Osłabł mój zapał do śledzenia serialu „The Crown”. Choć lata 90. były bardzo ciekawe, to w serialu nastąpił pewnego rodzaju przestój. Trwa kryzys w relacjach Diany i Karola. Nowi aktorzy sprawiają, że sympatia widza skłania się bardziej ku Karolowi (Dominic West). Diana (Elizabeth Debicki) powtarza wciąż, że chce być kochaną kobietą i dobrą matką, tak jakby bycie księżną było tylko jej etatem. Karol podobnie – nie rozumie dlaczego nie może związać się z Kamilą, ale przynajmniej próbuje dokonać zmian i otwiera się na nowy rząd premiera Blair’a. Królowa Elżbieta (Imelda Staunton) formatowana jest poprzez zabawy z pieskami, problemy z telewizorem i specyficzny gust do prezentów otrzymywanych na kolejne urodziny. Z drugiej strony jednak umiejętnie prowadzi trudne wewnętrzne rozmowy. Nie da się jednak uwolnić od świadomości, że nowe czasy jej nie służą. Z wydarzeń politycznych widzimy dwie istotne i wymowne sytuacje – spotkanie Królowej z Jelcynem i przekazanie Chinom nadzoru nad Hong Kongiem. Obydwa te wydarzenia są wyraźnie gorzkie i bez cienia nadziei na lepszą przyszłość. Choć dla Królowej Elżbiety i tak ważniejsze jest pożegnanie się z królewskim jachtem „Britanią”, którą pływała przez 42 lata. Tym samym – podobnie jak reszta rodziny królewskiej pokazuje, że prywatne sentymenty są w życiu najważniejsze. Nie bardzo wiemy skąd wzięła się zmiana w brytyjskim społeczeństwie, które po latach rządów konserwatystów, postawiła na partię pracy (miażdżąca przewaga Blair’a w wyborach z 1997 roku), a sondażowa niechęć do „Korony” wydaje się być jedynie pokłosiem „problemów z Dianą”. Brakuje dnia codziennego dworu. Coraz więcej jest wywiadów i pobocznych spraw Księżnej Diany. Nie da się ukryć, że monarchia odchodzi w przeszłość – wraz z pożarem Zamku Windsorów, starzejącą się Królową Elżbietą II i narastającymi konfliktami niedawnych ulubieńców Brytyjczyków – Karola i Diany. Niestety serial adekwatnie do takiego biegu historii też zaczyna tracić na znaczeniu.