Nominowane do Oskara w kategorii najlepszy film, nagrodzone Złotą Palmą w Cannes, nowe dzieło twórcy „The Square” to rzecz uszczypliwie zabawna. Podzielona na trzy części opowieść, której głównymi bohaterami jest para młodych osób ze świata modelingu (Carl i Yaya), na każdym kroku szydzi z kultury pieniądza. Są to zasadniczo słuszne i trafne strzały, choć oddane jakby od niechcenia. Zaczyna się od konwencji wywiadu z modelami, w którym prowadzący uświadamia, że pozując do bogatych marek trzeba robić wyniosłą minę, a do tanich radosną. To pierwszy prztyczek w pretensjonalność świata ludzi bogatych. Za chwilę widzimy w restauracji parę bohaterów przy okazji płacenia za rachunek. Tu dochodzi do spięcia, bo Carl nie chce ulec seksualnej konwencji, że to mężczyzna płaci za kolację, bo on szuka partnerskiej relacji, a poza tym to Yaya więcej zarabia. Scysja trwa żenująco długo i przenosi się do hotelu, w którym mieszkają. Część druga to rejs luksusowym jachtem. Znów na początek dostajemy pewnego rodzaju lekcję – podczas odprawy załogi słyszymy jak należy się zachowywać, by na końcu otrzymać suty napiwek. Gdy dochodzi do konfrontacji z pasażerami, nie brak zabawnych konsekwencji tej lekcji „nieodmawiania”. Para bohaterów przechodzi natomiast przez różne ćwiczenia z zazdrości – zasadniczo sztampowe. Östlund stroi sobie żarty z niedysponowanego kapitana (w tej „słodkiej” roli Woody Harrelson), który jest marksistą i pojedynkuje się na ideologie z rosyjskim milionerem, cytującym konserwatywnych polityków. Punktem kulminacyjnym szyderstw w tej części filmu jest „kolacja kapitańska”, podczas której podane wykwintne dania nie mogą cieszyć podniebień bogatej klienteli z powodu bujania jachtem i gwałtownej choroby morskiej. Sceny walki o godność są tu dość okrutne – względem zabawne, w zależności od podejścia. I tylko obsługa zachowuje klasę, uśmiech i próbuje nadążyć ze sprzątaniem. Finalnie dochodzi do katastrofy, a część bohaterów trafia na bezludny, tropikalny brzeg. W gronie siedmiorga rozbitków jest też para głównych bohaterów. Groza okoliczności, tudzież szczęście związane z ocaleniem, nie zmienia mentalności Carla i Yayi. Co prawda Yaya nie wrzuca już zdjęć do netu, ale każde z nich szuka przywilejów. Gdy okazuje się, że w grupie nie liczą się już pieniądze, ani stanowisko, a umiejętności życiowe, na czoło ocalałych wysuwa się kobieta z obsługi jachtu, która potrafi złapać rybę i rozpalić ognisko. To ona ustawia reguły gry i może z łatwością zawłaszczyć Carla, który zrobi wszystko dla drobnych przywilejów u jej boku. Yaya w ramach sceny zazdrości, może co najwyżej pocałować podtatusiałego bogacza, który haniebnie zabił oślicę. Tych drobnych, złośliwych i kpiących scenek jest tu dużo. Sam finał jest natomiast zagadką i nie pozwala postawić kroki nad „I”. Trudno się podczas tego filmu nie zaśmiać, a przynajmniej nie uśmiechnąć znacząco. Niech jednak nie wydaje się nam, że to z „innych” się śmiejemy. Östlund nakręcił kolejną satyrę wymierzoną tak naprawdę w nas wszystkich.