Krzysztof Gryko napisał nowy tekst i postanowił go wydać. Mając poczucie własnej wartości artystycznej zdecydował się na zabieg śmiały, nieco kontrowersyjny, ale ciekawy. Umieścił krótki tekst w formie zapisu jednolinijkowego na kilkudziesięciu stronach. W ten sposób białą stronę przecina przez środek tylko jeden wers. Dopiero na końcu książki – w zastępstwie spisu treści, dostajemy powtórzenie całości w klasycznym, „pełnostronicowym” ujęciu. Krzysztof Gryko już wcześniej „bawił” się układem swoich tekstów poetyckich, teraz postawił na formę w takim samym stopniu, jak na treść. Co do samego tekstu, to również sięgnął po nieoczywiste rozwiązanie. Nie jest to ani klasyczna proza, ani klasyczna poezja. Są zdania, które czasem nawiązują do siebie, ale nie ma tu akcji ani bohaterów. Zdania są poetyckie i można je różnie rozumieć. To znów zabawa słowem, językowe dowcipy, intrygujące skojarzenia i niebanalne zbitki. Autor gada, rzuca opisy, dzieli się refleksjami i puszcza do nas oko. W zasadzie to jest tekst o miłości, o czym autor przypomina adresatowi swoich słów co jakiś czas. Ale to także tekst pisany w cieniu wojny, która objawia się w obrazach, odniesieniach i porównaniach. Sam tytuł nawiązuje wszak do wojennej klasyki („Cienka czerwona linia”). Ale to nie jest wojna prawdziwa. Nic tu nie jest prawdziwe. A w każdym razie nie jest na serio. W tym tekście nie ma uczuć. Są nastroje. Są też obrazy i „podpuchy”. Są poza tym popisy lingwistyczne zamknięte w „piękne zdania”, jak to ocenił na okładce Bohdan Zadura. Przeczytałem ten tekst najpierw w zapisie tradycyjnym, a po paru dniach, w zapisie linijkowym – strona po stronie. Nie odczułem różnicy, choć odrobinę lepiej czytało mi się za drugim razem, ale to pewnie z racji odkrywania zapamiętanych już fragmentów. Całość znaczeniowo nie stała się dla mnie jaśniejsza, bo w twórczości Krzysztofa Gryki nie chodzi o sens, a o smakowanie. Gdy rozmawiam z nim czasem o piłce, zawsze stawia prymat temu jak kto gra, a nie kto strzela bramki i wygrywa. I tak jest z jego literaturą. On się w niej kiwa, próbuje sztuczek, szuka ładnych zagrań – niekoniecznie do przodu. Jak chcecie z nim „pokopać” to sobie poczytajcie.