Lubię Gorillaz, niezmiennie. Lepiej ich znam, niż Blur. Kolejne płyty animowanego projektu są trochę lepsze lub trochę gorsze, ale zawsze trzymają przyzwoity poziom. Miarą klasy jest m.in. udział w nagraniach całej masy gości. Tym razem są to tak różni artyści jak Thundercat, Stevie Nicks, Tame Impala, Beck czy Bad Bunny. Ten pierwszy współtworzy otwierający, bardzo klasyczny dla Gorillaz utwór tytułowy. Ostatni z wymienionego grona wnosi z kolei całkiem nowy klimat do piosenki „Tarmenta” – w stylu latino-trapu, jaki wykonuje na co dzień. Mnie to przekonuje akurat połowicznie, ale niech tam. Gwiazda Fleetwood Mac dała się wrobić w mocno parkietowy kawałek „Oil” i chwała jej za ten wigor. Przyjemnie leniwy, jak to często u Gorillaz, jest „The Tired Influencer”. Wybrany na singiel „Silent Running” wyróżnia „czarny” wokal Adeleya Omotayo. Jednym z ciekawszych nagrań na „Cracker Island” jest efekt kolaboracji zespołu z Kevinem Parkerem (Tame Impala). Wspólny, przebojowy „New Gold” to mieszanka rapu (Bootie Brown), elektroniki oraz etnicznej rytmiki. Kolejnym przyjemnym, lekko rozmarzonym numerem jest „Baby Queen”. Dla odmiany „Tarantula” to więcej beztroskiego rytmu, który przypomina nieco japoński club-pop. Za to wokal Albarna jest tu bardziej wyważony. Całkiem sielankowo zaczyna się singiel „Skinny Ape”, ale zaraz wchodzi wyrazisty „gorillowy” rytm, który z czasem rozpędza się jak na karuzeli łańcuchowej. Finał tego utworu mógłby się spodobać fanom ska. Płytę kończy spokojny „Posession Island”, z partią romantycznego pianina i gościnnym wokalem Becka. Jak wyjdzie za jakiś czas wersja limitowana (m.in. z udziałem De La Soul i Del the Funky Homosapien), będę żałował, że na nią nie poczekałem, bo takie 37 minut to jak dla mnie za mało.