Kanadyjska artystka Feist, ma za sobą dość wyjątkowy czas. W 2019 roku straciła ojca i adoptowała córeczkę. Potem był Covid. W roku 2022 wróciła do koncertowania, przy czym wycofała się z otwierania występów Arcade Fire, w związku z oskarżeniami kierowanymi wobec lidera grupy o molestowanie kobiet. „Multitudes” to siódma płyta artystki i pierwsza od 6 lat. Dużo na niej emocji i kameralności, choć Leslie Feist wciąż gra tu na wielu instrumentach, a wsparło ją dodatkowo paru uznanych artystów (m.in. Blake Mills, Chilly Gonzales i Mocky). Większość nagrań zdominowana jest przez akustyczne dźwięki. Feist przypomina wtedy Joannę Newsom, Tori Amos, czy Fionę Apple. Nieco hałasu jest w otwierającym singlu „In Lightning”, czy najnowszym promocyjnym nagraniu „Borow Trouble”, które przypomina nieco pomysły wspomnianych Arcade Fire, a nawet The Velvet Underground (jakbym słyszał altówkę Johna Cale’a). Ja w zasadzie wolę, jak się więcej dzieje, ale muszę przyznać, że klimat i uczuciowość niektórych „prostych” piosenek, rusza mnie nawet bardziej. Wypadkową bardziej elektrycznych nagrań i tych akustycznych jest pogodny, singlowy „Hiding Out In The Open”. Otwiera on środkową część płyty, zdominowaną przez gitarę akustyczną. Więcej elektroniki pojawia się jedynie w „I Took All of My Rings Off”, choć cały czas Feist obywa się praktycznie bez perkusji. Na ciekawych kontrastach bazuje „Martyr Moves”, w którym pomiędzy fujarkowymi partiami odzywa się elektroniczno-basowy mrok. Finałowy „Song For Sad Friends” to powrót do domowej intymności i akustycznej aranżacji na gitarę, z paroma dodatkowymi akcentami – m.in. partią skrzypiec. „Multitudes” jest generalnie płytą uczuć, wyciszenia, przeplatania smutku i radości. Przekonuje mnie ta muzyka, choć nie zawsze jest w moim guście. To chyba spora sztuka – skupić słuchacza na swoim przekazie, pomimo stosunkowo oszczędnych środków. Te dźwięki wybrzmiewają tuż obok nas i warto znaleźć na nie czas.