LUBLINALIA 2023

Dzień czwarty, Lublin, 21 maja 2023

LUBLINALIA 2023

Zapewne część moich znajomych może być zdziwiona, że kolejnymi wyborami koncertowych atrakcji byli dla mnie Julia Wieniawa i Mrozu. Julia Wieniawa musiała ucieszyć się z zaistnienia Blanki na naszej scenie, bo przestała być (przynajmniej chwilowo) najbardziej hejtowaną piosenkarką w Polsce. Ja czytałem jednak głównie pozytywne opinie recenzentów i w sumie ciekaw byłem jak wysoko Julia zawiesi samej sobie poprzeczkę. Mrozu z kolei grzeje się w cieple wielkiego tryumfu odniesionego podczas gali tegorocznych Fryderyków, więc chciałem się przekonać, czy jest lepszy, niż myślałem.

Julia Wieniawa

Tak to niestety jest z gwiazdami pop, że człowiek czeka na ich występ zastanawiając się, jak będą wyglądać na scenie? „Wejście” jest ważne, bo liczy się efekt. W Lublinie najpierw można było dostrzec zarys mocno roznegliżowanych dwóch tancerek, a dopiero potem wkroczyła sama Julia. Dysponując zdjęciami nie muszę opisywać szczegółów, w każdym razie artystka zaprezentowała się spójnie ze swoim wizerunkiem i wystąpiła w sumie w trzech kreacjach. Zwłaszcza pierwsza z nich pozwalała jednemu młodzieńcowi stojącemu obok mnie wykonać wiele zbliżeń pośladków celebrytki.

Sama Julia wykazała się później pewną autoironią, zwracając uwagę na wiatrak z przodu sceny, który rozwiewał jej włosy niczym Beyonce. W dalszym planie stały dwie dziewczyny śpiewające w chórkach, a w głębi trójka muzyków, w tym dziewczyna grająca na elektrycznym pianinie, znana z koncertu The Dumplings perkusistka oraz – rodzynek – chłopak grający na basie, gitarze i klawiszach. Gdy Jula opuszczała na chwilę scenę, na plan pierwszy wybijały się taneczne impresje do akompaniamentu pianina. Repertuar został oczywiście oparty na ubiegłorocznej debiutanckiej płycie „Omamy” zdominowanej przez elektroniczne podkłady i utrzymane w stylu R’n’B ballady. Zaraz po pierwszej piosence Julia zaproponowała chwilę z rytmem techno – pewnie także po to, by się samej trochę rozgrzać (przy jej stroju temperatura 14 stopni Celsjusza była na pewno za niska).

Ja z jej repertuaru rozpoznałem kawałek Skubasa „Nie mam dla Ciebie miłości” (napisany przez Kubę Karasia) oraz przebój sprzed lat, który nie załapał się na płytę – „Nie muszę”. Pewnie wolałbym, żeby Julia trzymała się takiego electro-popu jak na początku swojej kariery, ale chyba zrobiło się dość ciasno w tym nurcie i coraz trudniej o zaproponowanie czegoś świeżego w tej formule. Jej piosenki niczym nie rażą, są dobrze zaśpiewane i atrakcyjnie podane. Nie wiem na ile Julia kokietowała w Lublinie, ale była wyraźnie poruszona entuzjastycznym odbiorem studenckiej publiczności, palonymi latarkami w smartfonach i wspólnym śpiewaniem. Nie moja stylistyka, ale nie czułem się też nie na miejscu podczas tego występu.

Mrozu

Mam pewien problem z tym artystą. Nie podoba mi się jego szyld – Mrozu, zakładający jakąś swojskość i wymuszoną komitywę ze słuchaczem. Ja wiem, że Mróz wiałby chłodem, a jego muzyka jest gorąca i energetyczna, ale tego „Mrozu” jakoś nie poważam. Druga kwestia to nachalna „amerykańskość” tej muzyki – mieszanka funky, soul, R’n’B i hip hopu z manierą wokalną godną szansonisty z Las Vegas (swoją drogą podczas szykowania sceny na występ leciały głównie piosenki Presleya). Ale z drugiej strony ja w pełni rozumiem i doceniam fenomen tego artysty. Gwarantuje absolutnie przebojowy i profesjonalny show. Ma zawodowy zespół: gitara, perkusja, klawisze, trąbka, saksofon, instrumenty perkusyjne. Świetnie brzmi i przekonująco włada sceną. Do tego dochodzą filmy, światła, wizualizacje – cała feeria barw. No i hity, które wszyscy skądś znają.

W Lublinie siłą rzeczy poleciał repertuar oparty niemal w całości na platynowej płycie „Złote bloki”. Na początek był „Betonowy las” ze zdjęciami domów i blokowisk w tle, a potem „Galacticos”, które zapadło mi w pamięć podczas występu na Kazimiernikejszyn jeszcze w 2021 roku. W dalszej części koncertu poleciały „Za daleko”, „Poligon” i „Nogi na stół” – bez gościnnych udziałów znanych z płyty. Był oczywiście wielki hit „Złoto”, ale też „Palę w oknie” z przywołaniem świeżego incydentu z lubelskiego hotelu. Ze starczych nagrań nie mogło zabraknąć „Aury”, ale też – umówmy się – nie jestem specem od dyskografii Mrozu, bo nie mam żadnej jego płyty. Na dobrą sprawę słuchałem tych nagrań pod kątem decyzji, czy kupić w końcu „Złote bloki” i jestem raczej na „tak”. Doceniam aranżacje, brzmienie i w sumie szeroką paletę barw i stylów. W Polsce nie ma takich wykonawców. Kiedyś był Krawczyk, Zaucha i VOX, ale to jednak inna bajka. Odbiór na Lublinaliach był świetny, refreny same niosły, a ja dałem się uwieść nastrojowi beztroskiej zabawy. Mrozu na pewno będzie w tym roku największą gwiazdą Orkiestry Męskiego Grania, bo i promocyjny singiel „Supermoce” to też cały On.