Co sprawia, że zespół unikający rozgłosu zdobywa popularność? Patrząc na londyńskie trio bar italia można śmiało zadać sobie tego typu pytanie. Począwszy od nazwy pisanej wyłącznie małymi literami, przez brak jakichkolwiek informacji o zespole w opisie płyty, ukrycie tytułów nagrań w wewnętrznej wkładce, po unikanie wywiadów i niezwykłą lakoniczność informacji na stronie internetowej. Członkowie zespołu wywodzą się z nieznanych szerzej formacji Double Virgo i NINA. Wsparł ich swego czasu Dean Blunt, wydając im EP’kę w swojej wytwórni, a debiutancki album wyprodukowała znana ostatnio z „Memento Mori” Depeche Mode – Marta Salogni. A jednak bilety na ich koncerty wyprzedają się bez trudu, mają dobrą prasę i recenzje. Nawet w Polsce ich płyta znalazła się szybko w top 10 najlepiej sprzedawanych płyt największego dystrybutora muzyki niezależnej – Sonic Records. Muzyka bar italia jest emocjonalna ale mało ekspansywna. To ten rodzaj muzycznej wrażliwości jaka prezentuje Blonde Redhead, Built to Spill, czy June of 44 – niezależne gitarowe zespoły z lat 90. Nie trudno też o szukanie podobieństwa do wczesnych The Cure – zwłaszcza w zakresie brzemienia gitar i sekcji rytmicznej. I może właśnie na tym polega urok tego zespołu? Jest jakoś niedzisiejszy, niezbyt głośny, a jednocześnie intensywny i szczery. Gdy słucha się „Tracey Denim” można poczuć się swojsko i bezpiecznie. Jest tu przeciągły smutek Rein Sanction, shoegaze’owa skromność i przyjemne proporcje damskich i męskich wokali. Zamiast rockowej energii mamy poetycką pasję. Kawałki sobie lecą, czasem zazgrzytają, czasem się rozleją ładnymi harmoniami. Trio dba o proporcje składników, tak by nie narażać słuchaczy na jakikolwiek przesyt. Piosenki są krótkie – średnio trzyminutowe. Singlowe „Nurse!”, „punkt!” i „changer” może nie zniewalają od pierwszego odsłuchu, ale na pewno dobrze reprezentują album. Warto ich chronić od światowego zgiełku i gości z walizkami pieniędzy. Niech sobie będą taką „pantoflowo” polecaną grupą dla wrażliwców.