Amerykański duet Water from Your Eyes szuka pomysłów na przekroczenie ram muzyki popularnej bez wchodzenia na grunt trudnych w odbiorze dzieł eksperymentalnych. Na najnowszej płycie ta trudna sztuka im się nieźle udała. Singlowy „Barley” ma dość klasyczny rytm i dość powabny wokal, ale za akompaniament służą tu nieco szalone dźwięki. Takie sklejanie elementów awangardowych z popem znajduje również odzwierciedlenie w tekstach, które są czasem społecznie poważne, a czasem absurdalne. „Out There” zestawia tęskny wokal, z buńczuczny basem, samotnym pianinem i hip-hopowym zacięciem w refrenie. W „Open” zanika rytm, a gitary robią sobie soniczne manewry. Kawałek tytułowy męczy jakaś czkawka, ale o dziwo nieźle się broni. Kolejny singiel – „True Life” przypomina dance-punk w duchu Enon. Rachel Brown deklamuje w nim na pierwszym planie, a śpiewa w tle. Brzmi to trochę tak, jakby w grupie wokalami zmieniała się wokalistka Dry Cleaning z wokalistką Asobi Seksu. Melancholijny smutek wybrzmiewa z kolei w piosence „Remember Not My Name”, ale gitarowe wyczyny Nate’a Amosa psują starania Rachel, by zbudować klimat. Trzeci z singli – „14” powstał z inspiracji filmem „Spirited Away” i jednego z obrazów Velazqueza. Przy czym pod wpływem filmu była Rachel, a Nate myślał głównie o obrazie, stąd też kompozycja przewija się jakby na dwóch poziomach stylistycznych. Nie stwarza to wielkiego dysonansu, ale typowe też nie jest. Album zamyka nerwowe „Buy My Product” wymierzone w korporacje i kapitalizm z iście punkowym przekonaniem. Po pierwszym przesłuchaniu tej płyty westchnąłem, z zadowoleniem przyjmując, że to tylko pół godziny. Ale tak od trzeciego odsłuchu polubiłem „Everyone’s Crushed”. Przywykłem do jej zwichrowanej artystycznej koncepcji. Duet rozpadł się jako para, z trudem przetrwał pandemiczną izolację, podpisał kontrakt z nową wytwórnią i nagrał chyba najlepszą płytę w swojej dotychczasowej karierze. Dla mnie to jeden z fajniejszych dziwnych zespołów jakie znam.