Śmiech, zdumienie i niesmak towarzyszyły mi podczas lektury czwartego tomu rysunkowych opowieści Macieja Sieńczyka. Rysownik odkryty przez Pawła Dunina-Wąsowicza, który publikował jego historyjki w „Lampie” i wydał pierwsze książkowe tomy tych opowieści, jest twórcą trafiającym w wiele czułych punktów. Estetyka jego przekazów przypomina wszelkie niedoskonałości czasów PRL’u zderzone z niekomercyjnym podejściem do obrazowania świata. Bohaterowie mają nieładne ubrania, pozbawione subtelności twarze, niezgrabne sylwetki. Żyją w świecie uproszczonym, w którym pojawiają się przedziwne konstrukcje i nienaturalne kształty. Kolorystyka jest ograniczona, a liternictwo najzwyklejsze. Z kolei fabuła składa się z niesłychanych historyjek, które trwają zaledwie kilka obrazków, by po chwili przejść w nową opowiastkę. Sieńczyk opisuje w tym tomie spotkanie swojego bohatera w domu dawnych przyjaciół. Z czasem poznaje dwójkę ich dzieci i wspólnie wybierają się na spacer po okolicy, w trakcie której natrafiają na dziwne osoby i miejsca. Dzielą się przy okazji wspomnieniami, zasłyszanymi zdarzeniami, czasem słyszą też opowieści z ust spotykanych osób. W tle pojawia się wątek quasi-kryminalny, związany z powracającą postacią mężczyzny z dziecięcym wózkiem. Nie brak tu przedziwnych wynalazków sprzed lat, przeważnie nieudanych lub niepotrzebnych. Poznajemy ludzi z różnych powodów nieszczęśliwych, ułomnych lub ograniczonych. Są wśród nich nieznani bohaterowie dawnej epoki, ale też wyrzutki społeczne. Oprócz wątków turpistycznych można tu natrafić nawet na zboczenia seksualne. Język tych opowieści jest z jednej strony pełen naleciałości z propagandowych gazet, technicznych instrukcji, a z drugiej zdrobnień i nieznośnych neologizmów. Imiona i nazwy wywołują dziwny dreszcz – czasem swą surową banalnością, a czasem zdziecinnieniem. Podziwiam wyobraźnię Sieńczyka, ale boję się jego świata. Tych wszystkich okropieństw i absurdów wydobytych na światło dzienne z zakamarków wspomnień o rzeczach i ludziach niepotrzebnych. Oczywiście trudno się nie śmiać z używanych określeń, nierealnych historii, ale często śmiech jest w jakimś stopniu obroną w konfrontacji z wynaturzeniami. Sieńczyk zagląda w wychodki, do opuszczonych hal i biednych domów. Pokazuje starych ludzi i meneli – bez filtra i humanizmu. Fascynuje go to co brzydkie, śmierdzące, nieudane i wypaczone. Wymyśla uzupełnienia dla dawnych socjalistycznych trendów i pomyłek – nowych przodowników pracy, wynalazców i pionierów, maszyny i urządzenia o ekscentrycznych zastosowaniach. Ten tom aż się lepi od różnego rodzaju obrzydliwości, ubranych w słówka, od których aż się człowiek wzdryga. To niezawodnie poruszająca i fascynująca na swój sposób sztuka.