„In Times New Roman…” – Queens of the Stone Age

Matador, 16 czerwca 2023

„In Times New Roman…” – Queens of the Stone Age

Jutro Queens of the Stone Age zagra w Polsce – raptem dwa tygodnie po premierze nowej płyty. Powrót Josha Homme’a i jego kompanów był wyczekiwany przez wielu miłośników gitarowego grania. W pierwszych recenzjach przewija się uznanie dla surowej mocy „In Times New Roman…” wynikającej z osobistych, trudnych przejść lidera w ostatnich latach (rak i rozwód). Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że ta płyta jest tylko tym, czego oczekiwali fani. Rozczarowuje brak jakiegokolwiek novum w formule, czy choćby w produkcji płyty. Może poza rozbudowanym, trwającym 9 minut utworem finałowym, choć i on zwraca uwagę przede wszystkim akustyczną końcówką. Skład zespołu mocno już odbiega od oryginalnego. Poza Joshem długi staż ma jedynie gitarzysta Troy Van Leeuwen. Pozostali panowie grają w zespole od czasów „…Like Clockwork” (2013). Grupa gra poprawnie, ale jakoś tak bez charakteru. Słucham tej płyty od dnia debiutu codziennie i choć nie mam powodu narzekać na jakikolwiek fragment, to jakoś nie czuję dawnego czaru i mocy, jakie powinny płynąć z pokonania choroby, albo z frustracji powodowanej rodzinnymi procesami. Problemem może być brak zewnętrznego producenta, który tchnąłby w to dzieło jakiegoś oryginalnego ducha. Płyta brzmi do bólu równo i bezpłciowo. Szkoda trochę tych kompozycji. Są w nich wszak niezłe pomysły – choćby chórki i smyczki w otwierającym, pełnym pasji „Obscenery”. Wydany na trzecim singlu „Paper Machete” niby tnie dobrze, ale nie kaleczy. „Negative Space” jakbym już słyszał na poprzednich płytach. Niezły jest „Time & Place”, z tym swoim psychodelicznym kolorytem. „Made to Parade” zachwyca mniej, choć generalnie się broni pomimo uporczywego drążenia jednego raptem tematu. Drugi singiel „Carnevoyeur” jest bardziej zmysłowy i w sumie nieźle buja. Moim faworytem jest na tej płycie „What Peephole Say”. Ma w sobie wigor, zmienność i rockandrollowy powab. Ciekawie zaaranżowany jest „Sicily”, za to niczego szczególnego nie słyszę w pierwszym singlu „Emotion Sickness”. Pewnie, że QOTSA nie robi fanom psikusów jak Arctic Monkeys, ale po 6 latach przerwy spodziewałem się czegoś bardziej mięsistego i szalonego. „In Times New Romans…” jest solidne i uczciwe, ale kiedyś byłoby przede wszystkim brawurowe.

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×