Luna Park – koncert

Teatr Kamienica, Warszawa 4 lipca 2023

Luna Park – koncert

Wiecie jak to jest – młodzi ludzie zakładają zespół, trochę pograją, skład się rozleci, stworzą nowy, zmienią nazwę, znudzi im się pomysł na granie to zmienia styl… tak to na początku leci. We wrześniu 2020 roku byłem na koncercie kwintetu Methofil w Kazimierzu Dolnym. Dwie najważniejsze osoby z tego składu (Ada i Kuba), pod koniec 2021 roku opublikowały w sieci teledysk do piosenki „Zorba” jako Mercredi Soir. Teraz zobaczyłem ich jako trio (z perkusistą) pod nazwą Luna Park. Ada -wokalistka i autorka tekstów oraz Kuba – autor muzyki, gitara, klawisze zaprezentowali się w nieco wampirycznej stylizacji, z czego nic nie robił sobie perkusista prezentujący się jak klasyczny rockman – w czapce z daszkiem do tytułu i nagimi, wytatuowanymi ramionami. Wiadomo, że to był koncert dla przyjaciół, ale scena teatru Kamienica w dymami i oświetleniem dawała profesjonalną aurę. Było nawet klawiszowe intro przed rozsunięciem kotary i skromna różana dekoracja. No i zaczęli. Syntezatorowo, ale z perkusją i gitarą. Ada z utkwionym sztywno wzrokiem ponad głowami kilkudziesięciu widzów rozpoczęła swoje marionetkowo-rusałkowe ruchy, a jej wokal zabrzmiał adekwatnie do inscenizacji – teatralnie i wisielczo. Niewiele czasu dawała sobie na oddech. Generalnie jej śpiew wypełnia dość szczelnie kompozycje Kuby, który z kolei ciekawie rozwija swoje środki instrumentalnego wyrazu. Dużo tu słów, a mniej gestów (rzadko kiedy odchodziła od mikrofonu – raczej posuwając się, niż tańcząc).

Po intrygującym wstępie („Mara patagońska”) przyszła pierwsza niespodzianka – mocno autorska interpretacja „Sexy Doll” Republiki co można było skojarzyć wyłącznie po tekście, bo linia melodyczna nijak się miała do oryginału sprzed ponad 40 lat. Spokojniejszy „Czas” pokazał, że zespół inspiruje się nie tylko synth-popem i nową falą. Niemal wykrzyczany został za to bardziej rockowy „Malkovich”, utwór nad którym zespół pracował chyba jeszcze jako duet Mercredi Soir. Generalnie widać, że lata współpracy Ady z Kubą robią swoje – także we wspólnej konferansjerce pomiędzy utworami. Kolejnym zaskakującym coverem – tym razem bliższym pierwowzorowi – był przedwojenny szlagier „Umówiłem się z nią na 9” (w ich wersji jako „Na 9”). Zmieniony odrobinę tekst dla nadania nieco mroczniejszego charakteru całości sprawił, że z miłosnej piosenki zrobiła się prawie „mordercza ballada” w stylu Cave’a. Kolejny kawałek: „Rose Gold” – jak wynikało z zapowiedzi – był już niektórym znany, ale mnie akurat nie. Za to pojawienie się „Zorby” znamionowało finałowe podkręcanie atmosfery. Nowa aranżacja jest cięższa, z mocniejszym bitem i lekko ukrytą linią melodyczną klawiszy. Na zakończenie zespół zostawił sobie najnowszy kawałek – „Fashion Week”, nad którym pracował już w teatrze Kamienica – i trzeba się zgodzić z Adą, że to chyba najbardziej udana i chwytliwa piosenka Luna Parku. Z chwilą na oddech, dobrą melodią i wyrazistym refrenem. To dobry znak, gdy najnowsze dzieło jest najlepsze – progres jest zawsze ważny. Na bis powrócił „Zorba” i  po nieco ponad pół godzinie koncert dobiegł końca. Wszystkim się chyba podobało, bo wszyscy potem gratulowali. Przyjemnie jest zobaczyć najlepszą przyjaciółkę córki na prawdziwej scenie, w warszawskim teatrze, mając w pamięci jak przed laty męczyła kupione na Allegro za 100 złotych pianinko na baterie i naśladowała śpiew Moniki Brodki.      

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×