„Something Indefinitely Good” – Happy Pills

Black Element, 9 czerwca 2023

„Something Indefinitely Good” – Happy Pills

Happy Pills pojawiło się za późno, albo za wcześnie. W drugiej połowie lat 90. niezależne zespoły nie miały w Polsce wiele do powiedzenia. Odżyły gwiazdy z lat 80. a do tego przybyło nowych twarzy lansowanych przez radia i duże wytwórnie. Pomimo, że w krajowej muzyce gitarowej nie brakowało ciekawych artystów, to trudno było im utrzymać się z grania. Poznański Happy Pills, grał w duchu Pixies, nagrywał dobre płyty, ale mało kto o nim słyszał. Stracił najpierw jedną wokalistkę, a potem drugą. Ja sam przestałem interesować się grupą po albumie „Smile” (2001), który miał być przepustką do kariery w USA, ale samolot z muzykami na pokładzie został zawrócony z powodu ataku na World Trade Center. Nowa płyta ukazuje się po 8 latach przerwy (w 2015 roku wyszła EP z samymi coverami). Przede wszystkim uwagę zwraca męski wokal, należący do znanego ze sceny niezależnej artysty wydającego płyty jako Peter J. Birch (a po naszemu Piotr Jan Brzeziński). Samo granie wciąż jest hołdem dla amerykańskich zespołów pokroju Sonic Youth, Built to Spill, wspomnianych Pixies i Husker Du – ale nie tylko. Czasem jest bardziej przebojowo, a czasem odrobinę mniej, ale generalnie album chwyta i szybko daje się polubić. Takie „Withered Flowers” to Pixies w stosunku 1:1, gdyby Peter miał jeszcze trochę wyższy głos. Uroczy jest „Diamond Dreams” ze śmiesznym klawiszem i omdlewająco ładnym wokalem. Zaskakująco brzmi singlowy „Birthday Boy”, z popowymi damskimi chórkami. Pop-punk pobrzmiewa w „In a Blink of an Eye”. Singlowy „Cowboy” to zgrabny numer, ale wcale nie ustępują mu „My Final Invocation”, czy zawierający rave’ową końcówkę w stylu Happy Mondays, a następnie ambientowe pasaże „Sirens”. Utwór tytułowy, który zamyka album zbliża się do dawnej żarliwości U2, a kompozycja narasta kolejnymi poziomami pomysłów, aż do organowego finału. Warto wspomnieć, że materiał nagrano w studiu Abbey Road w Londynie, a wydanie jest ukłonem w stronę dawnych czasów kaset magnetofonowych. Szkoda, że Happy Pills nie śpiewają po polsku, bo może ktoś by ich wylansował na bardziej popularnego artystę. Mnie z tymi angielskimi tekstami wszystko gra, ale polskie realia są jakie są.

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×