Przyznam, że miałem już moment zawahania przed kupnem czwartej płyty Royal Blood. Bo niby jak długo może sprawdzać się formuła duetu opartego na perkusji, basie i wokalu? Ile zgrabnych numerów można napisać w takim układzie, który skazuje poniekąd artystę na najprostsze środki wyrazu? Moje obawy okazały się jednak niepotrzebne. Płyta „Back to the Water Below” właśnie sięgnęła po numer jeden w zestawieniu angielskich albumów (podobnie jak trzy poprzednie dzieła), a siła wyrazu zespołu bynajmniej nie zmalała. Można odnieść wręcz wrażenie, że duet nabrał nowego impetu. Otwierający, singlowy „Mountains at Midnight” wali od razu między oczy (a w zasadzie uszy). Podziwiam pasję wokalną Kerr’a i jego umiejętność posługiwania się basem jakby to była gitara i bas w jednym. To pięknie brzmiący, masywny numer. Przebojowy jest też „Shiner in the Dark”. W obydwu tych kawałkach sporo się też dzieje. Są zmiany tempa i akcentów. Od singlowego „Pull Me Through” do gry włącza się również pianino – tu raczej takie rozklekotane. To dobry pomysł, by podeprzeć się nim w konstruowaniu kawałków. Ten klawisz, który czasem wtóruje gitarze robi ciekawy efekt. Moja uwagę zwraca także „The Firing Line”, który ma w sobie coś z późnych Beatlesów. To chyba najładniejsza piosenka w karierze Royal Blood. Znów słychać tu pianino, a także klawisz dla zrobienia przyjemnego tła. Konkurencję dla tej piosenki stanowią jednak „There Goes My Cool”, utrzymane w rozśpiewanym, przyjemnym klimacie oraz finałowe, balladowe wręcz „Waves”. Pozostałe utwory pokazują jak wiele pomysłów można wykrzesać z pozornie skromnego instrumentarium. Panowie sami zresztą wyprodukowali ten materiał, pracując w swoim studiu, w rodzimym Brighton. Jest pasja, jest flow, jest moc, a całość naprawdę dobrze wchodzi. Tu nie ma gorszych utworów. Niewiele ponad pół godziny ale cały czas na wysokim poziomie satysfakcji. To najbardziej melodyjny album Royal Blood, choć bez żadnej łatwizny. Trudno oczywiście mówić tu o odkrywczych pomysłach i nowatorskich rozwiązaniach. To jest muzyka rockowego zespołu, czerpiącego z bluesa, glamu i punka. Niemniej „Back to the Water Below” jest co najmniej tak dobre jak debiut, a to na tym etapie kariery naprawdę duża sztuka.