Annie Ernaux jest równolatką mojej mamy. W ub. roku dostała Literacką Nagrodę Nobla. Wydane w Polsce wspomnienia p.t. „Lata” opublikowała w wieku 68 lat. Spogląda w nich na wydarzenia minionych sześciu dekad, wynajdując w pamięci nie tylko te historycznie ważne chwile, pokoleniowe przemiany społeczne, ale też osobiste obrazy z przeszłości – czasem zapisane na zdjęciach. Dostajemy w ten sposób idealne połączenie literatury faktu z subtelnością artystycznego wyrazu, bardzo osobistymi, a czasem niemal intymnymi refleksjami. Opisywany świat to oczywiście Francja i to co z Francji było widać. Nie brak tu elementów politycznych – nazwisk znanych przywódców od de Gaulle’a po Sarkozy’ego, z wyraźnymi sympatiami dla niektórych jak Mitterand. Są francuskie dramaty – konflikt i wyzwolenie Algierii, zamachy terrorystyczne, policyjne starcia z imigrantami. Czasem pojawia się Polska – z Janem Pawłem II, Lechem Wałęsą i Solidarnością, lub w grupie państw tzw. bloku wschodniego, które albo tworzyły swoiste, niewesołe miasteczko, albo brnęły na oślep w skompromitowany już na zachodzie konsumpcjonizm. Z perspektywy Ernaux nigdy nie było dość dobrych czasów. Najpierw była powojenna bieda, katolicki gorset, a potem – gdy przyszło moralne wyzwolenie – katastrofa AIDS, po której przyszła nijakość, konsumpcja, brak autorytetów i ideałów, rozpad rodziny, a w końcu poczucie przemijania i obłędna rewolucja cyfrowa. Jest oczywiście westchnienie za majem 1968 roku, kiedy nagle francuskie społeczeństwo poczuło się w dużym stopniu upodmiotowione. Przyszedł czas ożywionych dyskusji i swobodnego zabierania głosu. Niestety ten klimat i duch szybko przeminął. W tle przewijają się książki, filmy, piosenki. Głównie francuskie, ale jest też fascynacja kulturą amerykańską na przełomie lat 50. i 60., włoskim kinem, brytyjską muzyką rockową czasów The Beatles, Pink Floyd i Sex Pistols, wreszcie francuską literaturą od Sartre’a i Camus’a przez Viana i Le Clezio po Houellebecq’a. Ewoluuje otoczenie techniczne – od rewolucyjnego radia tranzystorowego i upowszechnienia telewizorów, po smartfony i zapisy cyfrowe. Wraz z nimi zmienia się obyczajowość i styl życia. Nawet sklepy, które wciąż się rozrastają, zwiększają asortyment i zaburzają akcjami promocyjnymi, przyjęty przez lata codzienny bieg wydarzeń (szkolne oferty od pierwszych dni wakacji i świąteczne ozdoby zaraz po Wszystkich Świętych). Opisywana z dystansem bohaterka – jakby była kimś innym, niż autorka – jest jedną z wielu Francuzek minionych czasów. Najpierw ma dwa ubrania – to lepsze na niedzielę, potem marzy o pończochach i noszeniu się jak filmowe gwiazdy, z czasem zakochuje się we wszystkim co amerykańskie, żyje lękiem przed ciążą, potem cieszy się kupowaniem rzeczy, zaczyna ją nużyć życie rodzinne, z kolei romanse są tylko nostalgicznymi próbami cofnięcia do czasów utraconej młodości. Kariera nauczycielki pozwala na funkcjonowanie w ramach klasy średniej i świadome uczestnictwo w życiu społeczno-kulturalnym. Niby nie ma tu wielkich odkryć, ani rewolucyjnych stwierdzeń, ale czyta się to z empatią i zaciekawieniem. Ernaux pomimo nieskrywanych lewicowych sympatii trzeźwo ocenia zachodzące zmiany i więcej w niej dystansu do współczesności, niż ideowego zaangażowania. Już wiem, że jako czytelnik będę chciał więcej.