W zasadzie miałem napisać o tym filmie tylko jedno zdanie „Wszystko to bardzo przykre” – i tyle. Ale przecież był jeszcze epilog. Mogłem zatem dopisać „No prawie wszystko”. Ale nie po to ktoś wchodzi na tego bloga, by przeczytać dwa zdania. Napiszę zatem, że bardzo mnie ten film poruszył. Przede wszystkim beznadziejnością losu tych ludzi na granicy z Białorusią. Nadmiernie mało sympatyczny oficer mówi na odprawie jednostki Straży Granicznej, jak jest – że to wojna hybrydowa, broń Putina i Łukaszenki, czyli że trzeba bronić naszych granic. Potem aktywistka mówi – Unia nic nie zrobiła od 2014 roku, nie spodziewajmy się, że nagle zmieni podejście i pomoże tym ludziom. Zwolenniczka Platformy mówi – wybaczcie, ale ja boję się angażować w pomoc, mogłam stać ze świeczką na marszu, ale samochodu do wożenia uchodźców nie użyczę. Tak to wygląda. Ale to nie znaczy, że nie ma w tym filmie dobrych. Są. Tak samo jak są niewątpliwie wskazani ci źli (to jest film wymierzony w obecny rząd – co do tego akurat nie ma co polemizować). Ale Holland zaczyna od pokazania rodziny z Syrii, która próbuje dostać się do kuzyna w Szwecji i od kobiety z Afganistanu, która chce ubiegać się o azyl w Polsce. Oni uciekają przed ISIS, ona przed talibami. Wszyscy cieszą się, że nie muszą płynąć łodzią. Syryjczycy mają trójkę małych dzieci. Afganka mówi po angielsku i zna Polaków z dobrej strony z misji w Kabulu. Ale w lesie na granicy czeka ich wszystkich koszmar. Polacy dają im wodę i papierosy, ale odwożą z powrotem na granicę do Białorusi. Białorusini chcą za wszystko pieniądze i biją, ale przerzucają do Polski. I tak raz za razem. Holland pokazuje zimno, brud, rany. Matka strąca dzieciom do ust krople deszczu z igieł sosny. Baterie w telefonach padają, nie ma zasięgu. Tak wygląda piekło ludzi, którzy zamarzyli o spokojnym życiu w Unii Europejskiej. Poznajemy potem perspektywę jednego ze strażników (Tomasz Włosok), wykształconej kobiety z Warszawy (Maja Ostaszewska), która uciekła na odludzie przed Covidem, który zabrał jej męża, grupy aktywistów niosących imigrantom doraźną pomoc medyczną, bytową i prawną. Niestety w specjalnej strefie utworzonej przy granicy możliwości pomocy są b. ograniczone. Aktywiści toczą wewnętrzne spory o skalę niesionego wsparcie. Jedni chcą się trzymać zasad, inni słuchać wyłącznie serca. Tych emocjonalnych scen jest w tym filmie bardzo dużo. Ludzie wybuchają. Puszczają im nerwy i hamulce. Holland pokazuje nie tylko przemoc, cierpienie, ale także śmierć. O ile waży czasem racje, to nie pozostawia widza nawet na moment obojętnym. Jej film jest dosłownie czarno-biały. Ostatnim wymiarem tego kontrastu są sceny z końca lutego 2022 na granicy Polski z Ukrainą. Tak samo przerażeni ludzie z dziećmi, ci sami aktywiści i nawet ten sam Strażnik grany przez Włosoka. Rolą artystów nie jest upominać rządzących, ale poruszać ludźmi. Holland porusza do żywego.