Branża farmaceutyczna nie ma dobrego PR’u, pomimo starań i przeznaczania na niego dużych środków. Fundowanie lekarzom wyjazdów szkoleniowych z atrakcjami to bynajmniej nie największy grzech tego typu firm. Tu dostajemy rzut oka na skandal wystawiania recept na leki przeciwbólowe – ponurej sławy opioidy, które uzależniły miliony pacjentów. Film Davida Yates’a pokazuje rzecz od kuchni, ale też punktem wyjścia jest dramatyczna walka głównej bohaterki – Lizy (granej przez Emily Blunt) o znalezienie jakiejś sensownej pracy. W klubie ze striptizem poznaje gościa, który próbuje wypromować nowy lek. Liza łapie kontakt i następnego dnia stawia się u Pete’a w biurze ze swoim CV. Pete (Chris Evans) też jest zdesperowany i uznaje, że atrakcyjna, zmotywowana kobieta, może coś zdziałać na gruncie pozyskania lekarzy skłonnych wystawić receptę na nowy farmaceutyk. Okazuje się jednak, że w tej branży nie brakuje młodych obrotnych pośredniczek, a firmy przeznaczają duże budżety na promocję. Ta walka o choćby jedną receptę przez młodą kobietę, która samotnie wychowuje córkę, nie ma gdzie mieszkać i musi troszczyć się o równie samotną matkę, szybko porusza. Widz nie dziwi się, że Liza łatwo łyka tekst o tym, że lek jest naprawdę skuteczny i bezpieczny. To ładna bajka o szybkim awansie społecznym. Wszyscy takie lubią. Bohaterka jest energiczna, jej córka ma problemy ze zdrowiem, a matka chce złapać ostatnie promyki swej kobiecej atrakcyjności. Całej trójce coś się należy. Tak jak pacjentom ulga w cierpieniu. Ale mechanizm biznesowy jest bezwzględny. Zyski trzeba wciąż mnożyć, a najlepsze pieniądze są tam, gdzie jest ryzyko. Czemu nie zaoferować nowego leku wszystkim, których coś boli – nie tylko pacjentom nowotworowym? Czemu nie zwiększyć dawek skoro pacjenci o to proszą? Opioidy okazały się prawdziwym narkotykiem XXI wieku. Liza w pewnym momencie to dostrzegła i zrozumiała, ale czy na tyle, by podciąć gałąź na której siedziała ze swoimi bliskimi? „Recepta na przekręt” nie wnosi niczego nowego do tematu, ale kreuje wiarygodną bohaterkę, która pozwala nieco inaczej spojrzeć na swoisty „pakt z diabłem” zawierany przez pracowników i przedstawicieli firm farmaceutycznych. Łatwo osądzać, ale jakże trudno rezygnować.