Można mieć na nazwisko Waglewski, nagrać kilkanaście płyt, a czuć się trochę jak debiutant. Projekt Kim Nowak wraca po ponad dekadzie i znów może się zastanawiać, czy ludzie przyjdą na ich koncerty gdzieś tam w Polsce. „My” to trzecia płyta braci Waglewskich, nagrana w rockowym składzie i stylu. Bartka (głos) i Piotrka (perkusja) wspierają dwaj gitarzyści (w tym znany już z przeszłości Michał Sobolewski). Młodym (w porównania do Wojciecha) Waglewskim zachciało się znów zagrać dynamiczniej i gitarowo. Napisali piosenki w dość rozpiętej stylistyce od lo-fi do punk rocka. Wydobyli z siebie nieco frustracji, niezgody i ognia. Mam wrażenie, że pierwszy raz wyszło im to niemal od początku do końca. Początki Kim Nowak średnio mi się podobały. Były jakieś takie nijakie – zbyt tradycyjne na alternatywę, za brudne dla zwykłych rock-fanów. Przede wszystkim jednak jakoś nie niosły. Jest na tej nowej płycie taki kawałek „Garażowy pies”, który przypomina te dawne nagrania. Niby z pazurem i odpowiednim brzmieniem, ale jakoś tak bez polotu – jak The Stooges na nieszczęsnej „czarnej” płycie. Natomiast doświadczenia wyniesione z „uradiowienia” twórczości Fisz Emade Tworzywo przyniosły pozytywny efekt w zakresie melodyki i chwytliwości nowego materiału. Już nie tylko riffy, ale także zwrotki, a wokal Bartka jest bardziej śpiewny. W efekcie w płytę dość dobrze się wchodzi. Na początek lecą single. Potem jest punkowo nabijany „Ludzie w biegu”, który brzmi jakby został wyprodukowany przez Dana Zientarę dla wytwórni Dischord. „Lajonel” to ska na speedach, nieco w stylu The Hives. Przyjemnie nowofalowy jest „Apetyt”. Na prostych gitarowych akordach zbudowany jest utwór „Łysy z FIFY”, ale broni go niewątpliwie tekst. Prostą galopadą jest numer „Dzikie gęsi”, ale to króciutki numer – trochę jakby Kim Nowak chciał zaliczyć na płycie jak najwięcej odniesień do gitarowej klasyki. Na poziomie lekko funkowego „Wiatr ze wschodu” można pomyśleć, czy aby na pewno trzeba było tu tyle kawałków napakować? „Pra-świat” mogłoby trafić z powodzeniem na płytę Fisz Emade Tworzywo. To generalnie jeden z dowcipniejszych momentów na „My”. Miła jest też końcówka. Balladowe i liryczne „Echo” przypominające intymne numery Voo Voo oraz amerykańska, wyluzowana „Słodycz”. Odchudziłbym ten album o powiedzmy dwa kawałki i byłby idealny, ale i tak jest najlepszy z dotychczasowych. Mało jest u nas paradoksalnie takiej muzyki. Organek i kto jeszcze? Uczciwe gitarowe granie bez przeciążenia i nadmiernego kombinowania. Dla mnie ok.