Lubię skandynawską prozę – i nie chodzi mi tu o słynne kryminały. Jeszcze na studiach urzekła mnie proza norweskiego pisarza Vesaasa, tworzącego niezwykłą, prostą i emocjonalną literaturę. Podobny do niego świat kreuje tegoroczny noblista – Jon Fosse, który tak jak Vesaas jest też poetą oraz dramaturgiem i pisze w języku nynorsk. Wydana w tym roku w Polsce proza, rozpoczynająca dzieło „Septologia”, to dwie pierwsze części – i pierwsza z trzech książek cyklu wydawanego przez Fossego w latach 2019-2021. Szara okładka, przeważnie równo zapisane strony, niekończący się potok słów – to coś co od razu narzuca wrażenia czytelnicze. Malarz Asle, łysiejący wdowiec prawie nie utrzymujący kontaktów z innymi ludźmi, opowiada nam o tym co widzi, co się dzieje i wplata w to wspomnienia oraz myśli – czasem także modlitwy. Jest zima, grudzień, niedługo przed świętami. Znajomy bohatera – rybak Asleik wybiera się na święta do swojej siostry i jak zwykle chce podarować Aslemu wigilijną potrawę w zamian za jakiś obraz na prezent dla siostry. Bohater natrafia na leżącego w śniegu imiennika – też malarza, który pogrążony jest w delirium. Chce mu pomóc, ale jest nieco zagubiony. Pomaga mu kobieta, której nie kojarzy, ale która twierdzi, że dobrze go zna. To prostytutka, do której ponoć kiedyś przychodził. Asle z trudem panuje nad swoim życiem. Pomagają mu modlitwy i malowanie. Bardzo tęskni za swoją żoną – Alse. Jego świat jest niepewny. Bohater błąka się, ma problemy z odróżnianiem wspomnień od rzeczywistości i jawy od snu. Utrzymuje się z malarstwa – właśnie szykuje się na doroczną wystawę. Jego opisy świata są mozolne, nieco naiwne, ale też bardzo wyraziste. To naprawdę specyficzna proza, w której rytm trzeba wejść, by z czasem nabrała wyrazu. Jest jak mantra, skupiona na trwaniu i powracających obrazach. Podobnie jak u Vesaasa nie brak w niej też podskórnego napięcia i dramatyzmu. Gdzieś blisko czai się śmierć – choroba, która zabrała żonę, poważny stan przyjaciela – alkoholika, wspomnienia dzieci, które nie posłuchały się rodziców i naraziły na niebezpieczeństwo, utonięcie ich kolegi w morzu. Surowe opisy, proste słowa, przykre historie. Jakże kontrastuje to z czasem, jaki nam kojarzy się z okresem przed Bożym Narodzeniem. To nie jest łatwa lektura, choć bardzo wnika w czytelnika. Przeszywa go zimnem, szarością i samotnością, a zarazem silnym poczuciem tkwiącego w człowieku dobra.