„I/O” – Peter Gabriel

Real World, 1 grudnia 2023

„I/O” – Peter Gabriel

Przyznam, że już wiele lat temu straciłem zaufanie do Petera Gabriela. W zasadzie w XXI wieku żyłem już tylko wspomnieniami o jego artystycznych dokonaniach i nie liczyłem na nic ciekawego. Anons nowej płyty – kolejnej z tych, co to są powrotem po wielu latach, nie zrobił na mnie wrażenia. Owszem, wybrałbym się na jego koncert (choć też się nie wybrałem), ale nowa muzyka mnie nie interesowała. Dopiero po czasie dowiedziałem się o wydawanych co miesiąc singlach, które w końcu zamieniły się w płytę „I/O”. Pierwsze recenzja były obiecujące, ale gdy zdecydowałem się na zakup płyty, to okazało się, że pierwszy rzut szybko się rozszedł, a cena drugiego była masakryczna. Niemniej zaszedłem do swojego Empiku i okazało się, że dwie sztuki stały jeszcze na półce za raptem 56 złotych. Podwójny album z identycznym zestawem piosenek w dwóch różnych miksach, to pewna niespodzianka. Wrzuciłem tzw. Bright-Side Mix do odtwarzacza i muzyka sobie poleciała. Muszę przyznać, że jakoś dobrze mi się przy niej zrobiło. Peter Gabriel zabrzmiał, jak stary dobry znajomy, który przez lata zyskał na klasie, a ja poczułem jakby podwójnie jego wartość. Te piosenki dobrze wchodzą od pierwszego razu – są bogate, dopracowane, poruszające. Czy to w lirycznych momentach jak piękne „Playing for Time”, czy w tych bardziej dynamicznych i po gabrielowsku etnicznych, jak „Road to Joy” – za każdym razem czuć wysoki poziom tej muzyki. Oczywiście te nowe kompozycje wynikają jakoś z dawnych dokonań, ale tego przecież oczekuje się podczas powrotów do/od znanych nazwisk. Od pogodnego „Panopticom” po pełne rozmachu „Live and Let Live” czuć ducha wielkich albumów artysty sprzed lat. Jeszcze raz czarują tu swoją grą towarzyszący Gabrielowi muzycy: Manu Katche, Tony Levin, David Rhodes, Brian Eno. Wracają wspomnienia, człowiek się wzrusza i bezwiednie rozpuszcza w tych dźwiękach. Pomijając sentyment do wczesnego Genesis, słuchałem Gabriela solo zanim objawił się ze swoim słynnym albumem „So”. „I/O” nie jest może tak eklektyczny jak „So”, czy tak mocny jak „III”, ale naprawdę nie ma tu zbędnych nagrań, czy nawet nut – pomimo, że album trwa prawie 70 minut. Podoba mi się produkcja tej płyty – nie wiem w sumie, który mix bardziej (Dark Side jest nieco dłuższe). Może po dziesiątym przesłuchaniu znajdę jakieś większe różnice? Peter Gabriel wrócił w najlepszej formie od dawna, z pierwszorzędnym materiałem i świetnie wykonaną pracą studyjną. To na pewno jedna z najprzyjemniejszych niespodzianek tego roku – nie tylko w kategorii powrotów po latach.

„I/O” – Peter Gabriel
Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×