„The Killer” – Crime and the City Solution

Mute Records, 20 października 2023

„The Killer” – Crime and the City Solution

O Crime and the City Solution czytałem pod koniec lat 80. jak o wielu innych zespołach, których nie miałem wtedy szans posłuchać. Wywodzili się z kręgów Birthday Party, Einsturzende Neubauten i D.A.F. Grali mrocznie i wolno. Przemierzyli drogę z Australii do Londynu, a stamtąd do Berlina. Na początku lat 90. kupiłem piracką kasetę z ich pożegnalną płytą „Paradise Discotheque”. Nie była już tak ponura, a gitary nie grały na pierwszym planie. Nie wracałem do zespołu od tamtej pory, aż do teraz, gdy nieoczekiwanie wydali album „The Killer”. Z dawnego składu został tylko lider i wokalista – Simon Boney, oraz skrzypaczka Bronwyn Adams. Na nowej płycie towarzyszy im jeszcze pięciu nowych muzyków, a muzyka wróciła w dawne rejony niewesołych, niespiesznych opowieści. Siedem nowych kompozycji tworzy nastrój, jakiego można spodziewać się po zespole z taką nazwą, okładką zatopioną w czerni i muzyką dedykowaną „drogiemu przyjacielowi”, jakim był Mark Lanegan. Głos Boney’a jest momentami liryczny, co dobrze koreluje z partiami smyczkowymi i drugim głosem Adams, a bywa też zbolały. Od razu przypominają się ostatnie płyty Cave’a i The Bad Seeds. Przez pierwsze dwie kompozycje oswajałem się z tą muzyką. Podobać zaczęła mi się tak naprawdę od mocniejszych, gitarowych akordów „River of God”. Instrumenty wydają tu z siebie ciekawe odgłosy, a całość przypomina momentami niezwykły świat Tuxedomoon. Singlowy „Brave Hearted Woman” ma syntezatorowy wstęp – prąd moduluje jak w programie „Sonda”. Na to nakłada się perkusja, a potem dodatkowy klawisz z melodią, gitary i wokal. Ciekawa kompozycja, z psychodelicznym przejściem w środkowej partii. Tytułowy „Killer” trwa osiem minut i nie brak mu pewnej teatralności w narracji – oprócz strony wokalnej dochodzi tu melotron. Znów kłania się Nick Cave, ale tym razem ten starszy, z XX wieku. Ale nie tylko on. Ostatnie dwie kompozycje są smutne i spokojne. Wybrany na drugiego singla „Peace in my Time” to iście żałobny numer, z posępnymi partiami pianina, perkusją jak do zmiany warty i pełnymi żałości dźwiękami skrzypiec. Tej płyty nie można słuchać ot tak, jak kolejnej porcji nowej muzyki. Trzeba do niej zasiąść, nastroić się, przygotować. Inaczej nie wybrzmi, nie zadziała, co najwyżej zmieni nasz nastrój na pochmurny.

„The Killer” – Crime and the City Solution
Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×