„Space Heavy” – King Krule

XL Recordings, 28 lipca 2023

„Space Heavy” – King Krule

Zdziwiłem się niedawno, gdy przeczytałem, że Lech Janerka zwrócił swoją uwagę na King Krule i że mu się spodobał. Zdziwienie było dwojakie – raz, że Janerka sięga po takich artystów, a dwa, że mu się podobają. Archy Marshall aktywny jest na rynku muzycznym już od ponad dekady (debiutował jako King Krule płytą długogrającą w 2013 roku). Śledzę go od samego początku, jako, że ciekawie łączy punk, hip-hop i jazz. Przeważnie jednak czegoś mi brakuje na jego płytach, albo raczej zawsze szukam na nich czegoś więcej, niż mogę znaleźć. I trochę tak jest i tym razem. Obok tak niezwykłych, zadziornych i odważnych utworów jak „Pink Shell”, „Hamburgerphobia”, „From The Swamp”, czy na swój sposób ładnych jak singlowy „Seaforth”, są też chwile w których temperatura tej płyt spada. „Space Heavy” powstał w dużym stopniu jako praca zespołowa – w tym m.in. z saksofonistą Ignacio Salvatoresem, który jest współautorem jednej z kompozycji. Nagrania trwały bez pośpiechu (od 2020 do 2022 roku), co wynikało z różnych okoliczności. Tematem przewodnim płyty stały się relacje międzyludzkie – dosłownie przestrzeń pomiędzy nami – zarówno w pozytywnym, jak i negatywnym wymiarze. Nowa muzyka nie odbiega bardzo od wcześniejszych poszukiwań. Dominują dość kameralne kompozycje, raczej intymne i spokojne. Wśród nich odzywa się co jakiś czas mocniejszy akcent, gniewny i głośny. Jest w tym graniu coś co przypomina mi momentami King Crimson z okresu 1973-1974, kiedy to utwory zespołu operowały kontrastami i swobodą wypowiedzi. W ramach niektórych utworów liryzm sąsiaduje z agresją (choćby w utworze tytułowym). Kawałki przechodzą czasem płynnie z jednego w drugi. Niespodzianką jest obecność w jednym z nagrań kobiecego wokalu, należącego do niejakiej Raveeny („Seagirl”). To jedna z tych lekko jazzujących piosenek, jakie znalazły się na tej płycie. W tej kategorii warto zwrócić również uwagę na kompozycję „When Vanishing” z delikatną wokalizą Tary Lily w tle i lekko nierealnym nastrojem. Ciekawy, ciepły nastrój kreuje także „If Only It Was Wormth”. Czwarta studyjna płyta King Krule jak zwykle intryguje i wiele obiecuje. Nieodmiennie mam jednak chwile, na które jakby się wyłączam. Może to mój defekt, a nie wina artysty?

„Space Heavy” – King Krule