"Picture of Bunny Rabbit" - Arthur Russell

Rough Trade/Audika Records, 28 lipca 2023

Pierwszy raz sięgnąłem po muzykę Arthura Russella, amerykańskiego artysty, zmarłego w 1992 roku na AIDS w wieku 40 lat. Za życia wydał na dobrą sprawę jedną płytę - „World of Echo” (1986). Jego twórczość od 2004 roku jest ratowana i przywracana pamięci przez kolejne wydawnictwa płytowe, obejmujące nagrania realizowane przez Russella od wczesnych lat 70, po ostatnie lata życia. Był szeroko wykształconym muzykiem. Studiował indyjską kompozycję klasyczną, zachodnią muzykę orkiestrową, a swą edukację zakończył w nowojorskiej Manhattan School of Music. Uważa się, że mógł być-jednym z najbardziej wpływowych twórców nowojorskiej sceny No Wave z przełomu lat 70. i 80. Współpracował z Philipem Glassem, eksperymentował z Alice Coltrane oraz Allanem Ginsbergiem. Niewiele brakowało, żeby w latach 80. został członkiem Talking Heads. W Nowym Jorku zdobył środowiskowe uznanie dzięki klasycznym realizacjom alternatywnego disco. Założył zespół The Flying Hearts i kilka innych projektów. Miał własną firmę płytową - Sleeping Bag, specjalizującą się w hip-hopie i muzyce dance, a w praktyce bliższą minimal-electro, avant-pop i no-wave. Dziś jego dyskografia liczy kilkanaście pozycji. „Picture of Bunny Rabbit” zawiera wcześniej niepublikowany materiał z ery "World Of Echo", nagrany w latach 1985/86 (w 1986 roku zdiagnozowano u Russella wirusa HIV). Część to nagrania przekazane przez mamę i siostrę artysty, a cztery utwory zostały odkryte w archiwum muzyka. Głównym realizatorem nagrań był Eric Liljestrand, z którym Russell pracował w Battery Sound Studios w Nowym Jorku oraz we własnym studiu w East Village. Gdyby nie te fascynujące okoliczności i fakty, pewnie szybko odrzuciłbym zawartość tego krążka. To nie jest efektowna, ani łatwa w odbiorze muzyka. Artysta gra tu na klawiszach, gitarze, harmonijce i przede wszystkim na wiolonczeli. Śpiewa też własne teksty, a wśród instrumentów wymienia również echo. Album otwiera instrumentalny „Fuzzbuster”, którego trzy części znalazły się w ramach tego materiału. „Not Checking Up” to takie „ledwo coś tam, coś tam”. Wokal ginie, podobnie jak dźwięki wiolonczeli. W kolejnym utworze jest tak samo – tylko krócej. Trzeba się zatem przyzwyczaić do konwencji, albo odpuścić. Na tle tego początku, ciekawiej wypadają dwie kolejne części „Fuzzbuster” i bogatszy aranżacyjnie, wybrany do promocji wydawnictwa - „Boy with a Smile”. Zaznaczam jednak, że to kwestia punktu odniesienia, bo wciąż obcujemy z muzyczną awangardą, tyle że strawniejszą. Potem znów jest trudniej. Przedziwną, choć na swój sposób intrygującą kompozycją jest utwór tytułowy. Brzmi jak strojenie dud, czy kobzy, przetworzone elektronicznie w studiu nagrań z wykorzystaniem pogłosów, a nawet sprzężonej gitary. W dodatku w odcinkach. Pod koniec brzmi to nawet ciekawie. Mogę się również przekonać do zamykającej kompozycji „In the Light of a Miracle”. Wokal słychać w nim wyjątkowo czysto, a instrumenty starają się nawet trzymać jakiegoś rytmu. Słuchanie tej płyty, obcowanie z Arthurem Russellem, to specyficzne i względnie ciekawe doświadczenie. Nie czuję się jednak na nie przygotowany, pomimo starań i zaangażowania.

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×