Nie znam się na jazzie, ale niektóre jazzowe płyty mi się podobają. Na przykład płyty Krzysztofa Gryko, który po latach fascynacji muzyką „śródziemnomorską” pokochał Komedę i Kosza. Efektem tych uczuć jest już trzecia płyta utrzymana w stylu ścieżek dźwiękowych do polskich, czarno-białych filmów z lat 60. Mnie niezmiennie najbardziej podoba się pierwszy owoc tej fascynacji - z racji obecności uroczych wokali, wykorzystaniu tekstów lidera i popowego potencjału całości. Niemniej projekty firmowane jako Not For Sale też cieszą i wabią. Tym co mnie urzeka najbardziej są oczywiście zgrabne, wpadające w ucho tematy. Na pierwszej płycie kreował je głównie saksofon Krzysztofa Pochli. Na nowej doszedł również wibrafon, za który odpowiada nowy członek zespołu – Piotr Rakowski. Angielska nazwa tego instrumentu służy także za określenie dobrych wibracji, a o nie głównie chodzi w muzyce Not For Sale. Krzysztof Gryko ma talent do pisania lekkich tematów, które szybko wpadają w ucho i zostają ze słuchaczem niechcąco na dłużej. Tym razem, ani się obejrzałem, jak chodził za mną, wybrany do promocji „Love Gangsters” – numer świetny rytmicznie i melodycznie. Album, podobnie jak poprzedni, zaczyna się spokojnie. Na zasadzie zaproszenia do słuchania. Jest czas, by odłożyć wszystko na bok, usiąść wygodnie i zacząć chłonąć dźwięki. Po wibrafonowym wstępie, robotę zaczyna saksofon i w takiej instrumentalnej parze rozwija się pierwszy temat. Padający deszcz to wspaniała inspiracja dla muzyki jazzowej. „Sweet Rain” – pierwszy singiel wybrany z płyty - to prawdziwie zespołowe granie i od razu czuć, że opad atmosferyczny wszystkim sprawia frajdę. „So You That Tree” kojarzy mi się z biegiem, a może nawet ucieczką przez las. Aż do zmęczenia i oparcia się o jedno z drzew, co pozwala usłyszeć szum liści nad głową. O dziwo w takim momencie czeka nas utwór „Good Morning”, będący trochę jakby kontrapunktem na tej płycie. Wibrafon z gitarą wprowadzają nas w „Dream”. Żwawe tempo sprawia, że trudno się przy tym numerze „rozmarzyć”, także wtedy gdy ciężar kompozycji przejmuje saksofon z perkusją. Dopiero pod koniec robi się spokojniej i w samym finale wreszcie można zamknąć oczy. Trzeba tylko uważać, by nie za mocno, bo przy ostatnim kawałku „Winter Song” przyjemnie i łatwo się zasypia. Wiadomo jak jest zimą, gdy nie jest się narciarzem. Długie noce, biały śnieg, zimno. Not For Sale płonie leciutko w kominku i przyjemnie grzeje. „So Pink That Free” jest przyjazne, koktajlowe i ożywcze. Taki jazz jest idealnie skrojony pod moje potrzeby.