Serial „The Bear” to jedna z głośniejszych i najbardziej cenionych produkcji w ostatnim czasie. Dwa sezony, 18 krótkich odcinków, stała obsada i zawężone do minimum miejsce akcji. Niemniej jakoś nie paliłem się do tej historii z jednego, zasadniczego powodu – temat gotowania i prowadzenia restauracji mam przemielony przez produkcje TVN, a sam nigdy nie miałem okazji degustować wykwintnych dań, ani bywać w eleganckich lokalach. „The Bear” jest opowieścią o postawieniu na nogi rodzinnego interesu i podbicia z nim tzw. Ameryki (a przynajmniej rodzimego Chicago). Poprzedni właściciel popełnił samobójstwo, a teraz stery przejmuje wybitny kucharz i jego brat - Carmy, który jest geniuszem w swoim fachu, ale nie najlepiej radzi sobie z relacjami międzyludzkimi. Dostaje wsparcie współpracowników nieżyjącego brata oraz nowej, młodej entuzjastki w biznesie restauracyjnym – Sydney. Patrzymy jak ustalają reguły działania, szkolą personel, ustalają menu i borykają się z problemami, jakimi jest zadłużenie lokalu, a następnie jego gruntowny remont. Świetna jest w tym serialu praca operatora. Kuchnia staje się miejscem prawdziwego kina akcji. Tam wszystko tętni życiem i emocjami. Jest dynamizm i piękno przyrządzanych potraw. Tak jak idealne jest tu jedzenie, tak ludzie którzy je przygotowują i serwują nie do końca sobie radzą z samymi sobą. Na ich zachowanie, „mental” i reakcje rzutują perfekcjonizm lub przeciwnie - niechęć do odchodzenia od przyzwyczajeń. Problemem jest pewna neurotyczność głównych bohaterów. Scenariusz niewiele ma do zaoferowania jeśli chodzi o osobowości Carmyego i Sydney. Nad nim ciążą sprawy rodzinne, od których uciekł w gotowanie, na niej strach przed kolejną porażką. On wychowywał się bez ojca, ona bez matki. Zasadniczo nie ma się tu specjalnie nad czym rozwodzić. Obydwoje reagują czasem nadmiernie lub niedostatecznie. Drugi sezon pokazuje wyścig do otwarcia idealnej restauracji w realiach raczej trudnych dla tego biznesu. Finałowy odcinek pokazuje próbę generalną i jest to wydarzenie na miarę startu o olimpijskie złoto, skoku na sejf, czy tajnej operacji wojskowej. Są nerwy, odliczający wciąż zegar, zawrotny ruch i komendy. To może imponować, ale czy wzrusza? Mnie nie do końca. Cały ten serial obejrzałem z pewnym uznaniem, ale generalnie na chłodno. Może to kwestia tematu, czy bardziej - mojego do niego nastawienia, bo w zasadzie zupełnie się tym serialem nie zachwyciłem i nie będę czekał z wypiekami na trzeci sezon, który niewątpliwie nadejdzie.