„Śnieżne bractwo” – reż. J.A. Bayona

Urugwaj, Hiszpania, Chile, USA, 4 stycznia 2024

„Śnieżne bractwo” – reż. J.A. Bayona

Wypadek urugwajskiego samolotu w Andach, z drużyną rugbistów na pokładzie, to doskonały temat na film. Kto widział „Alive, dramat w Andach” (1993) ten wie. Zdziwiłem się zatem, że film „Śnieżne bractwo” wraca do tego dramatu, by opowiedzieć to wszystko jeszcze raz. Fakty się nie zmieniają, ich interpretacja w sumie też nie, po co zatem kolejny film? Po obejrzeniu nowej wersji przyznam, że nie wiem. Trochę wyraźniej podkreślone są tu wątki religijne. Ciężar walki o ocalenie wiary w miłosierdzie i sens życia dość wyraźnie tu wybrzmiewa. To oczywiście wciąż jest opowieść z górnej półki, ale niczego nowego nie wnosi. Wiedziałem jak potoczą się losy rozbitków, jakie będą przeżywać katusze i dylematy oraz jak to się wszystko skończy. Można powiedzieć, że i w 1993 roku historia oparta na faktach nie musiała zaskakiwać – wszak katastrofa z 1972 roku obiegła cały świat. W „Śnieżnym bractwie” nic nie zrobiło na mnie aż takiego wrażenia. Dni płynął tu szybko, nazwiska ofiar wyświetlają się grupowo, w zasadzie brak jakichkolwiek drastycznych scen. Bohaterowie są generalnie nieludzko silni, szlachetni i niezłomni. Oczywiście wszystkich ich należy podziwiać. Tyle, że ten film nie specjalnie nam w tym pomaga. Brak jedzenia rozbitkowie znoszą tak jakby to było coś zaledwie uciążliwego, a uczucie zimna mija na ekranie w tempie reklamy w „prime-timie”. To nie znaczy, że film jest zły, czy nie robi żadnego wrażenia – po prostu nie bardzo widziałem sens jego powstania. Obejrzałem, bo jest na platformie i dostał nominację do Oskara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Nie pamiętam za dobrze filmu z 1993 roku, ale chyba bardziej mi się podobał.

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×