„Tangk” – Idles

Partisan Records/Knitting Factory, 16 lutego 2024

„Tangk” – Idles

Słucham Idles dość uważnie odkąd zaczęło być głośno o ich debiutanckim albumie „Brutalism” z 2017 roku. Ta fala brytyjskiego neo-punku była niespodziewana, mocna i trzeba przyznać ciekawa. Idles dość szybko jednak wyewoluował w stronę wolniejszych, bardziej eksperymentalnych form. Dość powiedzieć, że wśród producentów najnowszego, piątego już albumu, znalazł się sam Nigel Godrich, który odmienił oblicze Radiohead i z punk-rockiem nie ma nic wspólnego. Z kolei teledysk do singla „Grace” zbudowano na schemacie „Yellow” grupy Coldplay – i bynajmniej nie jest to akt prześmiewczy. Kto słuchał poprzedniej płyty Idles – „Crawler” nie będzie zdziwiony łagodniejszym brzmieniem „Tangk”. Zarazem co i raz objawia się na tej płycie pierwotna, gniewna moc. Taki „Gift Horse” jest genialnym walnięciem, w dodatku z naprawdę intrygującymi dźwiękami w tle. Elektroniczne pomruki w „Pop Pop Pop” to jakby ukłon w kierunku Sleaford Mods. Fajnie się tego słucha, podkłady dobrze się lepią, a nawijka ciągnie  numer gładko. „Roy” to dla odmiany ukłon w kierunku lat 60. – przebojów Stonesów z czasów Briana Jonesa. Patrząc zresztą na przebieranki muzyków, trudno nie skojarzyć ich z epoką „dzieci-kwiatów”. „A Gospel” oparto na pianinku, gdzieś tam mamy dotknięcie skrzypiec, a wokal Talbota jest wręcz wzruszający. Wstęp do singla „Dancer” przypomina przebój Jamesa Browna, ale za chwilę wchodzi motoryczny rytm i nie ma się co dziwić, że członkowie LCD Soundsystem wzięli udział w tym nagraniu. To jeden z mocniejszych akcentów na nowej płycie. Wspomniany wcześniej przebój „Grace” jest znów delikatniejszy wokalnie, czy też bardziej uczuciowy. Wszak to album o miłości, jak głosi wokalista Idles. Ale efekty w tle to wciąż alternatywa dla popu. Zaraz jednak do pionu stawia nas „Hall &Oates”, który jest klasycznym szybkim, dynamicznym numerem z chóralnymi partiami i tzw. ogniem. Tylko w finale dostajemy jakby fragment wokalnej „morrisonady”. „Jungle” zapada w pamięć swoim rozmachem. Z kolei „Graditude” ciekawie łączy burkliwy bas z pełzającą elektroniką. Album kończy się w sposób równie stonowany jak rozpoczyna, a ostatnie dźwięki należą do saksofonu. Zawsze ceniłem sobie Idles, ale z tą płytą nabrałem dla nich jeszcze większego szacunku i sympatii.

„Tangk” – Idles
Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×