Thom Yorke jest ode mnie dokładnie o miesiąc starszy. Jego głos usłyszałem równo 30 lat temu przy okazji singla „Creep” Radiohead. To był świetny numer. Debiutancki album zespołu mnie rozczarował i odłożyłem słuchanie Radiohead na kilka lat. Teraz sięgam cierpliwie po wszystkie płyty, w których Thom macza swoje palce, a jest tego sporo – wciąż działa Radiohead, był projekt Atoms For Peace, były płyty solowe, na i jest The Smile – trio, które właśnie wydało drugi album. Debiut wyprodukował nadworny przyjaciel Radiogłowych = Nigel Godrich. Muzyka The Smile (skład uzupełnia kolega z Radiohead – Jonny Greenwood oraz perksuista Sons of Kemet – Tom Skiner) była na debiucie dość zadziorna. „Wall of Eyes” bliższe jest solowym dziełom Thoma, przy czym mniej tu elektroniki, a więcej jazzowo-krautrockowego grania. Te nowe numery wciągają i hipnotyzują. Swoje robi też aranż z wykorzystaniem w kilku nagraniach partii instrumentów smyczkowych, za które odpowiada Greenwood i London Contemporary Orchestra. Już otwierający, tytułowy utwór, do którego teledysk wyreżyserował Paul Thomas Anderson, pokazuje czego spodziewać się po nowej muzyce The Smile. Od razu zaznaczę, że jest to muzyka do osłuchania się w niej, do spokojnego odkrywania smaczków, barw i nutek. Przy czym nie jest tak, że ta muzyka jest jakaś trudna, czy skomplikowana. Po prostu nie jest przebojowa. Mnie się „Wall of Eyes” spodobało od razu i w całości. „Teleharmonic” oparto na partiach perkusyjnych i delikatnych wstawkach fletu. Świetne jest „Read The Room”, którego nie powstydziłby się King Crimson w najlepszych latach (czyli w połowie lat 70.). To najbardziej ekspresyjny i w jakimś sensie rockowy kawałek na tej płycie. Gitary, które wchodzą w czwartej minucie wzmagają napięcie, czy wręcz ekscytację towarzyszącą graniu. Łatwo też popłynąć przy rozkręcającym się „Under Our Pillows”. Wybrany na singiel „Friend of a Friend” jest bardziej liryczny i nieco Lennonowski. Także „Quit” zawiera ładne fragmenty. „Bending Hectic” zespół wykonywał już na koncertach 2022 roku i teraz był pierwszym zwiastunem płyty, jaki ukazał się w ub. roku. Pozornie nieefektowny utwór, także kryje w sobie niewątpliwe piękno. W zasadzie są tu fragmenty muzyki kameralnej, ale w zderzeniu z gitarowymi ciosami pod koniec, uciekają one od prostego art-rockowego zaszufladkowania. Nie oczekujcie tego singla na listach przebojów i w komercyjnych rozgłośniach radiowych. Finałowe „You Know Me!” elegancko zamyka album, z lekko orkiestrowym zacięciem. Ja wiem, że niektórzy tęsknią za „prostotą” Radiohead z czasów „The Bends”, ale Thom Yorke nie zrobi kroku wstecz. Prędzej się wyciszy, jak nieodżałowany Mark Hollis z Talk Talk. Mnie „Wall of Eyes” cieszy i pasuje. To naprawdę dobra rzecz.