„Diuna: Część druga” – reż. Denis Villeneuve

USA/Kanada, 29 lutego 2024

„Diuna: Część druga” – reż. Denis Villeneuve

Jestem wdzięczny twórcom filmowej Diuny, że jako kolejni przywrócili sens kinowym seansom. Ta historia bez szerokiego obrazu i głębokiego dźwięku nie byłaby sobą. Bezkresna pustynia, gigantyczne czerwie, ciężkie maszyny bojowe, dudnienie „przywoływaczy”, dynamiczne sceny batalistyczna – to wszystko w nowej ekranizacji sagi Franka Herberta ma moc równą wątkom mistycznym, dynastycznym intrygom i romantycznej miłości bohaterów. Oglądając drugą część Diuny, wciąż łatwo dostrzec jak wiele tej historii zawdzięczają „Gwiezdne wojny”. Choćby mieszanie się pierwiastków dobra i zła, czy trudne koligacje rodzinne głównych postaci. Wielki Imperator, Rody Stanowe, zagłada Atrydów, sięganie do duchowej mocy. Diuna oferuje natomiast głębsze od „gwiezdnej sagi” dylematy moralne. Część druga to przede wszystkim pojedynek przeciwieństw – nie tylko ludu Fremenów (Szczurów pustyni), którzy dali schronienie Paulowi Atrydzie i jego Matce, z zaborczymi, okrutnymi Harkonnenami eksploatującymi Arrakis. Mamy tu również walkę religijnych proroctw i siły fanatyzmu, z bezkompromisową, społeczną rebelią. Paul nie wie, czy być Mesjaszem, czy Przywódcą -wojownikiem, podobnie jak nie jest pewien, czy kierować się sercem, czy polityką. Czy ma chronić brzemienną matkę, czy bardziej Chani – wojowniczkę w której się zakochuje. Strona zła też ma tu kilka twarzy, a świat intryg może autentycznie frapować. Trochę niczym w „Imperium Kontratakuje” – druga część Diuny jest okresem przemian duchowych Paula Atrydy. Poddawany jest on kolejnym próbom i wyborom. Obraz filmowy podąża za tym dualizmem -  niewzruszona i monumentalna potęga pustyni rozsadzana jest przez ataki czerwi, wybuchy pocisków i błyskawiczne pojedynki. Tak, jak w strukturze piasku wystarcza delikatny ruch, do ożywienia przestrzeni, tak w akcji tego filmu przeskakujemy od zbliżenia do szerokiej panoramy. Od podziwu nad potęgą masy, do oszołomienia nagłymi, punktowymi atakami. Ten film nie boi się przystanków. Im większe wyciszenie, tym potem większa kanonada. Podobać może się przechodzenie zmian emocjonalnych bohaterów. Kodujemy sobie wizerunek danej postaci, by nagle przeżyć szok widząc jej nowe oblicze. Tu na uwagę zasługuje zwłaszcza Stilgar (Javier Bardem), który pokazuje się jako niezwykle wyważony przywódca, religijny fanatyk, ale też osoba zaskakująco dowcipna. Ekranizacja dzieła literackie Franka Herberta jest wyzwaniem równym ujeżdżaniu czerwia, ale wygląda na to, że Denis Villeneuve miał odwagę, plan i dobrze się zakotwiczył. Gratuluję i czekam cierpliwie na ciąg dalszy.  

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×