„Ripley” – Steven Zaillan

USA, 4 kwietnia 2024

„Ripley” – Steven Zaillan

Oczywiście, że oglądałem film „Utalentowany Pan Ripley” z Mattem Damonem. Nie miało to jednak żadnego wpływu na mój odbiór serialu „Ripley”. Dzieło Stevena Zaillana ma w sobie magnetyczną siłę czarnobiałych zdjęć i retro klimatu oddającego nastrój włoskiego neo-realizmu lat 60. Pasowało mi niespieszne często tempo akcji, bo spokojnie mogłem podziwiać wnętrza, architekturę, czy zatrzymane jakby specjalnie kadry. Ten psychologiczny kryminał z odcieniem kina noir jest sam w sobie dość wciągający, ale losy Toma Ripleya toczą się raczej w wakacyjnym tempie. Trudno nie uwierzyć, że mamy sam początek lat 60. W tle słyszymy nastrojowe włoskie piosenki śpiewane w kawiarniach lub puszczane z singli (najczęściej jest to Mina). Stare samochody, wielkie szpalty gazet, płaszcze-prochowce, kapelusze, palone papierosy… cała masa oblicz nostalgii. Drobny oszust przybywa z Nowego Jorku do Włoch, by odszukać tam syna bogatego człowieka i nakłonić go do powrotu. Dickie Greenlief pomieszkuje w cichym, uroczym, nadmorskim miasteczku ze swoją dziewczyną – Marge. Trochę maluje, pływa jachtem, twórczo egzystuje. Odnalezienie go nie jest specjalnie trudne, natomiast nakłonienie do powrotu do Ameryki jest już trudniejsze. Ripleyowi zresztą specjalnie na tym nie zależy – dostaje pieniądze za robotę, a nie realizacje misji. Jako człowiek obdarzony talentem do naśladownictwa, wpada na plan, by wcielić się w Dickiego. Generalnie chodzi o zagarnięcie jego pieniędzy i pozycji – nie koniecznie u boku Marge. By zrealizować ten zamiar wymyśla sposób na pozbycie się Dickiego. Jak to jednak często bywa – problemy, niczym upiór w Makbecie, zjawiają się i nasilają w swoich przejawach. Świetnie pokazane są perypetie z usunięciem śladów zbrodni. Widać cały mozół tej sytuacji i wszystkie aspekty prozaicznych w sumie trudności. Tom Ripley, choć jest zasadniczo niewzruszony niczym kot obserwujący z klatki poczynania bohatera, zostaje jednak wystawiany przez los na liczne próby. W zasadzie można się dziwić, jak długo uchodzi mu wszystko płazem. Pokonywanie problemów w sposób ostateczny może wejść w krew. Dla wszystkich wokół byłoby lepiej, gdyby zbytnio nie dociekali i nie interesowali się Panem Ripleyem. Niechby sobie wynajmował kolejne eleganckie mieszkania, chadzał na przyjęcia, bywał w Neapolu, Rzymie, Palermo czy Wenecji, pił espresso i rozwijał swoje zainteresowania Caravaggiem. Świat wokół niego jest tak ujmująco estetyczny i pociągający w detalach, codziennych tłach, sprzętach i wyposażeniu. Grający Ripleya Andrew Scott jest idealnie trafiony, podobnie jak dociekliwa i melancholijna zarazem Daktoa Fanning w roli Marge, czy dandysowaci Johnny Flynn w roli Dickiego i Eliot Sumner jako jego przyjaciel Freddie Miles. Klasą samą w sobie jest też Maurizio Lombardii jako inspektor Ravini. Dawno tak nie wpatrywałem się w żaden serial i nie chłonąłem do tego stopnia jego aury.   

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×