Po niedawnych reedycjach solowych płyt Rowlanda S. Howarda, przyszedł czas na wznowienie dwóch klasycznych płyt jego grupy These Immortal Souls (dodatkowo wydano kompilację nagrań koncertowych i spoza dużych płyt). Jako pierwszy ukazał się, wydany oryginalnie w 1992 roku, „I’m Never Gonna Die Again”. Przypomnijmy – Rowland S. Howard zaczynał karierę w The Birthday Party, potem grał krótko w Crime And The City Solution, by w końcu założyć These Immortal Souls. Jego partnerami w zespole było dwóch kolegów z Crime And the City Solution – brat Harry Howard oraz niejaki Epic Soundtracks (znany ze Swell Maps - Kevin Paul Godfrey). Skład dopełniła Genevieve McGuckin wspierająca wcześniej Lydię Lunch. Co ciekawe rok przed wydaniem drugiej płyty Rowland także wsparł Lunch na płycie „Shotgun Wedding”. Zespół od czasu debiutu z 1987 roku dość długo szukał formy i pomysłów na nowy album. Na początku 1992 roku najpierw wyszedł singiel „The King of Kalifornia”, który otwiera też „I’m Never Gonna Die Again”. To pełen pasji, nieco hałaśliwy i odrobinę plemienny kawałek. Mocno zakorzeniony w tym, co lider grał w latach 80. McGuckin dołożyła tu swoje partie pianina, by dodać nieco knajpianej dezynwoltury. „Shamed” jest wolniejszy i bardziej zmysłowy. Złowieszczej gitarze towarzyszy znów swobodnie traktowane pianino i podobnie używane organy. W „Black Milk” zespół sięga chwilami po gitarę akustyczną, a tempo utrzymuje poziom przygotowań do pojedynku w samo południe. Ładnie rysuje tło klawisz w końcówce refrenów. Stronę A kończy znów mocniejszy akcent – rock’n’rollowy „Hyperspace”. Nie chodzi oczywiście o granie Presleyem – bardziej Stonesami. Strona B zaczyna się znów wolnym numerem. „So The Story Goes” prawie nadaje się do tańca parami. Rowland stara się ładnie śpiewać, a jego orkiestra trzyma dość równe tempo. Partie pianina są niemal wzniosłe. Generalnie można się chwilę pobujać. Instrumentalny „Insomnicide” to jedyna kompozycja stworzona bez udziału Rowlanda – odpowiadają za nią jego brat Harry i Epic Soundtracks. Niezły przerywnik, dość gęsto zagrany. W „All The Money’s Gone” wraca wywarzone tempo i czarowanie nastrojem. Na finał dostajemy – moim zdaniem najlepszy numer na całej płycie i zarazem najdłuższy (trwający ponad 9 minut!) – „Crowned”. Jest w nim wampiryczne szaleństwo, epicka dramaturgia i zapadające w pamięć akcenty. Najbliżej temu utworowi do pasji The Bad Seeds – łatwo można sobie wyobrazić Nicka Cave’a śpiewającego tę kompozycję, co nie znaczy, że Rowland nie wykorzystuje tu jej potencjału. W 1992 roku mało kto tak grał – świat poszedł do przodu. These Immortal Souls przypominał czasy wczesnego The Cult, The Mission, Gun Club i wspomnianych Crime & The City Solution. Dwa lata później nagrał jeszcze cover Toma Waitsa, w już nieco innym składzie, a w 1998 roku, po niewyjaśnionej śmierci Epic Soundtracks, zakończył działalność. Przed nami jeszcze reedycja debiutu – zbieracze bogatego dorobku Rowlanda S. Howarda nie powinni jej przegapić.