Sia to dziwna artystka. Jej koncerty są intrygująco specyficzne, a osobowość nieco zachwiana. Niebywały talent kompozytorski i mocny glos utorowały jej w poprzedniej dekadzie drogę do sukcesu. Po wydaniu w 2016 roku albumu „This Is Acting” wszystko się jednak skomplikowało. Sia wydała trzy kolejne płyty, które zebrały mocno mieszane recenzje, ale też można było je traktować jako nie do końca regularne wydawnictwa. Tak naprawdę to dopiero „Reasonable Woman” należy odbierać jako powrót na właściwe ścieżki. Przerwa była dość długa, ale już od pierwszego kawałka – „Little Wing” można poczuć, że wróciła dawna, rozśpiewana i przebojowa Sia. Elektroniczne podkłady, power-popowa produkcja i urzekające harmonie są w stanie kupić słuchacza od pierwszego odsłuchu. Taki numer poleci w radiu i na festiwalu. Przyjemnie go też posłuchać samemu dla relaksu, jak i podczas drobnych zajęć domowych. Nieco ostrzejszy „Immortal Queen”, nagrany z gościnnym udziałem Chaka Khan, także chwyta od samego początku. Singlowy „Dance Alone” podporządkowany jest gościnnemu udziałowi Kylie Minogue. To prosty dance-popowy kawałek. Mnie bardziej podobają się pozostałe dwa single – wydany jeszcze w ub. roku „Gimme Love” i zrealizowany z udziałem Labirinth’a „Incredible”. Pierwszy z nich to klasyczny, festiwalowy numer artystki. Drugi jest bardziej mechaniczny, za to wokal Labirintha ciekawie wyróżnia całość. Lubię również kiedy Sia przypomina sobie o początkach kariery i sięga po skromniejsze aranżacje, ale tym razem dzieje się tak zaledwie we fragmentach niektórych nagrań. Tak jest choćby w uczuciowym „I Forgive You”. Wsparcie producenckie Grega Kurstina i Jesse Shatkina niesie tę płytę bez wpadek i problemów. Wokalnie artystkę wspiera jeszcze popularna (chyba nadal?) Paris Hilton. Dodaje tu akurat wieczornego klimatu promocyjnemu numerowi „Fame Won’t Love You”. Album kończy ładna piosenka „Rock and Balloon”. Od czasów przełomowej dla mnie płyty „We Are Born” (2010) muzyka na płytach Australijki obrosła w efekty i zabiegi studyjne. Najważniejsze, że kryją się pod nimi nośne piosenki i kolejne przeboje. Niewiele się zmieniło przez ostatnią dekadę, ale dobrze było wrócić do tej estetyki. No i okładka jakaś przyjemniejsza, niż wcześniej.