Radek Łukasiewicz to jest gość. Za co się nie zabierze, wychodzi mu elegancko. Pustki, Bisz/Radex, a teraz współpraca z Matyldą Damięcką. A przecież to nie wszystkie jego projekty. Para poznała się wszak już pod szyldem Polskie Znaki (2022). Płyta „Matka” rodziła się spokojnie. Były single, były zapowiedzi, zdarzały się koncerty. Ja nawet za bardzo nie orientowałem się co się święci, ale jak zobaczyłem anons premiery, od razu zdecydowałem się nabyć. Muzyka wypełniająca wspólne dzieło Radka i Matyldy nie zaskoczy nikogo, kto słuchał Pustek z czasów Basi Wrońskiej. Matylda Damięcka jest bardziej charakterną kobietą, a teksty dotykają trudniejszych tematów, ale piosenki jawią na tej płycie zgrabniutkie jak zawsze. Aranże są lekkie, nieco klawiszowe. Wokale miejscami lekko aktorskie ”Taki Pan” – a czasem wręcz jak do odgrywania scenek („Mężczyźni”). Bywa, że chodzi tu o chwilę zabawy, czy wytchnienia (niemal imprezowy „Kastet”), a czasem zgoła przeciwnie – o oddech i odpuszczenie presji (singlowy „Nudny rok”, czy „Trzymaj moją głowę nad wodą”). W tekstach nie brak westchnień, spowiedzi, żali i małych wojenek. Ta płyta może pełnić rolę terapeutyczną dla zmęczonych i rozczarowanych średnich pokoleń. Niewiele tu może słów pocieszenia, ale na pewno sporo empatii. Z racji dominującego wokalu Matyldy (choć Radka też kilka razy słychać – przede wszystkim w „Czuły barbarzyńca”) więcej tu przekazów z kobiecej perspektywy. Słychać wtedy zarówno czułość tęsknot, jak i współczesną siłę kobiecych oczekiwań. Posłuchajcie singlowej „Matki” – dużo tu trafnych ujęć i stwierdzeń. Można się przy takiej piosence zbuntować, albo załamać. Wydaje się, że ten projekt chwycił. Znalazł swoich słuchaczy, a i nabywców o czym świadczy choćby bardzo wysoka pozycja na listach Empiku. Mam wreszcie ważną i ciekawą polską premierę AD 2024.