Muzyka Tuaregów brzmi egzotycznie, ale w wydaniu kwartetu Mdou Moctar przypomina hipisiarski amerykański rock z przełomu lat 60. i 70. Zespołowe partie wokalne, etniczne rytmy i fantazyjne solówki gitarowe wypełniają album „Funeral For Justice”. Jest odrobinę plemiennie, ale przede wszystkim chodzi o wspólną zabawę – świętowanie, dzielenie się, głoszenie przekazów. Te ostatnie są mocno społeczne, kulturowe, ale i polityczne. Zespołowi który sięgnął po zachodnią muzykę, chodzi przede wszystkim o zachowaniu własnej kultury (choć w składzie jest też amerykański basista związany niegdyś ze sceną punkową). Nie brak tu zatem odezw i wezwań, ale nade wszystko muzykę Mdou Moctar napędza transowa gęstość dźwięków, mocny rytm i wspólne zaśpiewy. Daje to oryginalny efekt, na wzór wcześniejszych mariaży gitarowego rocka z kulturą Południowej Ameryki, czy właśnie Afryki. Poznałem ten nigeryjski zespół za sprawą płyty „Afrique Victim” (2021), która zwróciła uwagę dziennikarzy z wielu krajów i stała się furtką do popularności. Potem były dwie winylowe EP’ki „Niger” i na jednej z nich znalazła się kompozycja „Imouhar”, która jest teraz singlem promującym „Funeral For Justice”. Sam zespół uważa się za grupę weselną, w czym przypomina nieco bałkańskie składy, operujące na styku muzyki tradycyjnej i popularnej. Ciekawe jakby bawili się polscy weselnicy przy tych pląsających rytmach? Podejrzewam, że za dużo w nas jednak północnej krwi, by dać się uwieść tak żywej muzyce, od której może zakręcić się w głowie. Oczywiście są na tej płycie spokojniejsze fragmenty (wszak w tytule mamy pogrzeb i trumnę na okładce), natomiast zawsze słychać w tle czający się impet i zespołowość grania. Po prostu niektóre momenty są bardziej stonowane, ale zawsze intensywne same w sobie. Choć płyta jest krótka, bo trwa poniżej 40 minut, to nasycenie dźwiękiem jest tak intensywne, że czas płynie przy niej jakoś odmiennie, jakby się wydłużał. Można poczuć się niczym na psychodelikach – przynajmniej tak to sobie wyobrażam. Bardzo to ożywcze i elektryzujące.