Są takie zespoły, jakby prywatne, które się dla siebie odkryje i choć świat o nich szybko zapomina, to dla nas pozostają tym naszym odkryciem na lata. Ja tak mam m.in. z angielskim kwartetem Django Django. Po dwóch pierwszych płytach, nominacji do Mercury Prize, dobrych recenzjach w brytyjskiej prasie i trafionej promocji poprzez popularne gry komputerowe, zespół jakby stracił swoje „15 minut”. Kolejne płyty coraz mniej osób recenzowało i kupowało. Ich ostatni jak dotąd album „Off Planet” nie trafił nawet w Polsce do regularnej sprzedaży. Tymczasem zawartość albumów Django Django pozostaje niezmiennie interesująca. Popularny portal Allmusic uznał nawet piąty album Brytyjczyków za najlepszy w całej ich karierze. Mnie on też zdecydowanie ucieszył i pozytywnie nakręcił. Zespół operujący na granicy krautrocka i psychodelicznego popu, z ciekawą rytmiką i świetnymi melodiami, zdecydował się na krok w kierunku sceny klubowej i rave music. Nowa muzyka jest zdecydowanie bardziej elektroniczna, choć nie wolna także od elementów etno, jazzu i lounge. Wśród gości pojawiają się m.in. południowoafrykańska wokalistka Toya Delazy, czy japońska raperka Yuuko. Ponownie udziela się angielska wokalistka i aktorka Self Esteem, którą można było już usłyszeć na wcześniejszej płycie Django Django „Marble Skies”, ale też znany z solowej kariery Jack Penate. Zespół wypuszczał początkowo kolejne EP’ki. Po wydaniu trzech ukazał się dwupłytowy album wzbogacony tak jakby o czwartą EP’kę. Świetnie się tego słucha. Muzyka płynie niczym w DJ-skim secie, zmieniają się wokale i tempa. Gdzieś słychać nawet wstawkę z James’a Browna. Jak zawsze w przypadku Django Django nie brak tu świetnych melodii i chwytliwych motywów. Jest transowo, niemal technowo, ale cały czas z dbałością o ciekawe głosy i pomysły aranżacyjne. Ta muzyka tętni wręcz koncepcjami i inspiracjami, niczym płyty The Avalanches. Nie ma tu chwili nudy. Instrumentarium jest zaskakująco szerokie. Lubię takie rzucanie się na szerokie wody muzycznej przygody. To faktycznie czerpanie z bogatego ducha lat 90, które szukały, wymyślały, łączyły, powielały i przetwarzały. Prawdziwy dźwiękowy postmodernizm. Cieszę się ze znajomości z Django Django i życzę kwartetowi determinacji twórczej.