Dawno nie widziałem żadnego nowego filmu Wima Wendersa. Kojarzę, że zrobił „Pinę”, ale ostatnim jego dziełem jakie pamiętam było „Million Dollar Hotel”. Nie znaczy to, że autor „Lisbon Story” i „Nieba nad Berlinem” odszedł na emeryturę. W zasadzie regularnie kręcił filmy, tylko nie dla mnie. „Perfect Days” nominowany było w tym roku do Oscara jako „najlepszy film międzynarodowy”, a na Festiwalu w Cannes otrzymał Złotą Palmę za najlepszą rolę męską. Wenders zabiera nas tym razem do współczesnego Tokio i pokazuje jego wycinek związany z życiem samotnego, dojrzałego mężczyzny, który zajmuje się czyszczeniem miejskich toalet. Jego bohater codziennie rano wstaje, zakłada specjalny kombinezon, wykonuje podobne czynności, wsiada do swojego samochodu i rusza do pracy. Wychodząc z domu patrzy w niebo i uśmiecha się do nowego dnia. Po pracy zachodzi do baru, w którym otrzymuje skromny posiłek z podziękowaniami za swoją ciężką pracę. W wykonywaniu swoich obowiązków jest dokładny i skupiony. Wydaje się, że trudno tkwić w takim świecie, ale Pan Hirayama (Koji Yakusho) nosi w sobie milczącą tajemnicę. Przed snem czyta zawsze książki, ma bogatą kolekcję kaset magnetofonowych i słucha muzyki z lat 60. i 70. (Lou Reeda, Patti Smith, Velvet Underground, Vana Morrisona, The Animals, The Kinks, czy Niny Simone). Jest serdeczny, uczynny i nieśmiały. Kocha drzewa, którym robi zdjęcia starym, automatycznym aparatem. Ma również w domu sadzonki, które podlewa. Jego życie jest bardzo uporządkowane, wręcz rytualne. Pewnego dnia zjawia się u niego nastoletnia siostrzenica, z którą spędza kilka dni. Gdy siostra przyjeżdża odebrać córkę, pojawia się cień kolejnej zagadki związanej z życiem Hirayamy. Ten film zaskakująco harmonizuje. Odkrywa przed nami wiele drobnych uroków, czy nawet ekscytacji zwykłego życia i pracy, która zdecydowanie nie kojarzy się z niczym przyjemnym, a tym bardziej ambitnym. Życiowa rutyna nie jest tu przyczynkiem do nudy, czy zgorzknienia. Samotność nie izoluje Hirayamy od ludzi. Widz chciałby dowiedzieć się czegoś więcej o bohaterze, ale ten niezwykle rzadko się odzywa. Częściej gra muzyka z jego kaset. Ciekawie wygląda też samo Tokio – inaczej, niż je pewnie kojarzymy, jako wielką przeludnioną metropolię. Wenders ma rękę do miast. Dobrze było zobaczyć ten film. Na pewno lokuje się on obok tych najważniejszych dzieł niemieckiego reżysera.