Amerykański duet Twenty One Pilots zrobił naprawdę dużą karierę, jak na wykonawcę z kręgu muzyki alternatywnej. Umieszczenie równoczesne dwóch singli w Top 5 listy Billboardu to sztuka jaka powiodła się wcześniej tylko Presleyowi i Beatlesom. Dostali Grammy za swój przełomowy przebój „Stressed Out” z 2015 roku. Ich kolejne płyty lądują na szczytach list przebojów na niemal całym świecie. Tegoroczna płyta „Clancy” nawet w Polsce dotarła do 7 miejsca. Tegoroczne wydawnictwo zamyka trylogię o bohaterze imieniem Clancy i wymyślonym mieście Dema. Historia zaczęła się w 2018 roku wraz z mocnym albumem „Trench”, potem był lżejszy „Scaled and Icy” z 2021 roku (ukryty tytuł tej płyty to „Clancy is Dead”) i wreszcie w tym roku ukazał się mocno urozmaicony „Clancy”. Grupa odwołuje się na nim do cytatów i treści z poprzednich płyt. To mocno fanowski duet, który lubi przywiązywać słuchaczy do ukrytych znaków i przesłań. Cały materiał został ograny teledyskami, a płycie towarzyszy jak zwykle sporo singli. Pierwszym jest otwierający wydawnictwo bogaty, ale też wpadający w ucho „Overcompensate” – elektronika, rap, filmowe narracje dodają mu atrakcyjności. Zaraz po nim leci punkowy, szybki „Next Semester” w tradycyjnie melodyjnej oprawie – wyszedł na drugim singlu. Piosenka „Backslide” to z kolei trzeci singiel promujący wydawnictwo – piosenka spokojniejsza, ale także chwytliwa. Potem jest znowu bardziej dynamiczne i optymistyczne „Midwest Indigo”. Twenty One Pilots pomimo niezbyt wesołej otoczki, potrafi bawić muzyką. Na najnowszej płycie jest również miejsce na sympatyczną balladę, przy czym „The Craving” umieszczone na płycie różni się od wersji przygotowanej na singiel. Równie sympatyczny i lekki jest utwór „Lavish”, pokazujący, że duet wie jak poruszać się w niebanalnym popie. Po chwili oddechu znów dostajemy dynamiczne nagranie w klimacie „synth-dark”, które moim zdaniem mogłoby zostać kolejnym przebojem grupy („Navigating”). Album kończy nieco sentymentalne „Paladin Strait” z przerywnikiem w postaci świergotu ptaków i finałowym głosem, który żegna Clanciego – bohatera całej trylogii. Generalnie przy płycie „TOP” trudno się nudzić. Urozmaicony dobór środków wyrazu, zmiana nastroju, stylistyki przy jednoczesnym zachowaniu wrażliwości na wpadające w ucho motywy. „Clancy” jest dobrze zrównoważone i zmieszane. Warto docenić Amerykanów.