"Ród Smoka" sezon 2

USA, 17 czerwca - 5 sierpnia 2024

Drugi sezon „Rodu Smoka” w zasadzie nie wzbudził moich emocji. Ogląda się go, bo ogląda. Kolejne odcinki są dość ciekawe i w zasadzie nieźle się na nie patrzy. Tyle, że tak jakoś w letnim nastroju. Rzadko wzbudzona zostaje ciekawość tego, co będzie dalej. Po prostu nie czekałem na następny odcinek. Bohaterowie są nieźli, ale żeby mi na którymś szczególnie zależało, to nie mogę powiedzieć. Nawet gdy ginie jedna z postaci, to jej strata nie boli. Realizacyjnie jest na świetnym poziomie. Te zamczyska, miasta, komnaty… smoki. Też świat jest wiarygodny i spójny. Elementy magii nie będą przeszkadzać nawet najbardziej zatwardziałym filmowym realistom. Walki są na poziomie, sceny wyuzdania, seksu i przemocy tylko nieco poniżej. W tym sezonie dwa rody szykują się do wojny. Stroszą piórka, spiskują, wysyłają zwiady, liczą smoczy potencjał. Główne kobiece postacie przeżywają rozterki, a w końcu przechodzą przemiany. Złe charaktery odnoszą krótkotrwałe sukcesy. Na planie wydarzeń pojawiają się nieśmiało nowe osoby, ale nie zaznaczają jeszcze wyraźnego śladu. Może coś z nich będzie w przyszłości - póki co to tylko przymiarki do prawdziwych charakterów. Historie takie jak w „Rodzie Smoka” już dawno zostały dobrze opowiedziane. Teraz odbijają się tylko echem w kolejnych wcieleniach walk wielkich rodów, pretendentów do korony, uciemiężonego ludu z możnowładcami, kobiet z mężczyznami. Ale tego typu opowieści mają dużą siłę przyciągania. Tym bardziej, gdy odpowiednio się je opakuje i ozdobi, dajmy na to smokiem. Serialowe bestie są tak naturalne, jakby faktycznie istniały. Pierwszy sezon był chwilami lepszy. Ten jest dość równy, ale generalnie gorszy. W zasadzie wszystko prowadzi do wielkiej konfrontacji, na którą i tak trzeba będzie czekać do następnego sezonu. I tylko muzyka w czołówce przypomina wielkie czasy „Gry o tron” – no i jeszcze niektóre elementy scenografii. Od „Wiedźmina” to lepsze, ale zachwyca coraz mniej.   

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×