Now Art festival - dzień drugi

Puławy, 7 września 2024

Now Art festival - dzień drugi

Chodząc po Puławach z opaską festiwalową poczułem się tak bardzo w roli, że na drugi dzień wydarzenia przybyłem ze sporym opóźnieniem. Wpłynął na to również fakt, że spodziewałem się przesunięć w programie z racji odwołania przez Catnapp jej występu. Szkoda zagranicznej gwiazdy, ale co począć. Nie znałem – nie żałowałem (zbytnio).

Chciałem trafić akurat na koncert Trupa Trupa, ale o 20-ej na scenie gościł jeszcze rockowy Wavs. Moi znajomi siedzieli solidarnie na piwie w strefie gastro, wzruszając ramionami na muzykę ze sceny. Podszedłem na chwilę, by posłuchać, ale zupełnie mnie nie przekonali panowie grający łojący rock z nieco drażniącym wokalem i infantylnymi tekstami. Wspólnie uznaliśmy potem, że to była pomyłka w line-up’ie.

Gdański zespół Trupa Trupa widziałem już trzy razy – a właściwie dwa i pół, bo na Openerze załapałem się na końcówkę występu i jakoś mi się nie spodobał. Świetnie wypadli za to na Off Festiwal, nie do końca świetnie na Innych Brzmieniach. Od razu powiem, że puławski występ był jak najbardziej w porządku. Przyjechali do Puław we trzech, bez klawiszowca i drugiego gitarzysty Rafała Wojczala. Sprawiło to, że ich występ był bardziej zwarty i bez zbędnych improwizacji. Zespół pokazał, jak z gitarowej muzyki wyciągnąć nie tylko charakter, ciekawe brzmienie, ale i energetyczną dyscyplinę. Byli trochę jak wczesne Wire, ale też punkowa Siekiera. Oczywiście w twórczości Trupa Trupa są beatlesowskie wycieczki. Grzegorz Kwiatkowski co jakiś czas rozjaśnia styl i przydaje kawałkom lekkości. Takim przykładem niech będzie wykonana pod koniec koncertu piosenka, którą wokalista nazwał „Trójmiejską balladą o miłości i antymiłości”. Fraza „Magical Mystery Tour”, która powtarzana była na zakończenie jednego z kawałków nie była zatem przypadkowa. Repertuar zaprezentowany tego wieczoru oparty został na mieszance rzeczy starych i nowych. Rozpoczęli od klasyków. Na przywitanie „Dream About”  z płyty „Of The Sun” (2019), potem „Falling” z „Jolly New Song” (2016), „Uniforms” oraz „Moving” z ostatniej płyty „B Flat A” (2022). Na zakończenie głównej części występu zagrali „Wasteland” z najstarszej w tym gronie płyty „Headache”, nagranej niemal 10 lat temu. Co ciekawe na bis panowie zagrali dwie piosenki po polsku: najpierw poleciała nieco big-beatowa „Koszula w kwiaty”, a potem pachnący Dezerterem i Brygadą Kryzys, buntowniczy „Opór”. Były też inne nowe utwory, które zwiastują kolejną dobrą płytę w dorobku Gdańszczan. To był naprawdę duży zaszczyt gościć, czy też słuchać Trupa Trupa w Puławach.

Po takim występie chwila wyciszenia była jak najbardziej na miejscu. Niestety z przyczyn techniczno-organizacyjnych oczekiwanie na kolejnego artystę trwało nazbyt długo. Organizator opowiadał w przerwie o kulisach Festiwalu i ciekawych przypadkach z działalności Fundacji KZMRZ w przestrzeni urzędniczo-społecznej. Padło kilka stwierdzeń o wadze manifestów, ale też fantazje na temat drugiej edycji, na której Micha Stachyra widziałby np. Fatboy Slima, z którym jest już w kontakcie. O innych marzeniach jak Radiohead, czy Oasis nie wspominając. Z kolei córka – Zosia marzy o Billie Eilish. No cóż, jeszcze dwa miesiące temu pukałem się w czoło na doniesienia, że w Puławach zagra Trupa Trupa…

Kassa Overall był niewątpliwie headlinerem całego Now Art Festival. Niektórzy go znali i specjalnie na niego przyjechali, bo wrześniowy koncert w warszawskim Jassmine został wykupiony, a ceny biletów biły na głowę dwudniowe karnety na cały puławski Festiwal. Czteroosobowy skład cierpliwie czekał na podpięcie. Próbę przeprowadził z dbałością o potrzeby oczekującej na występ widowni, no i zaczęli. Kassa Overall ma na swoim koncie trzy płyty. Najnowszą – „Animals” (2023) wydał w barwach elektronicznego labelu Warp. W Puławach sprzedawali swój starszy album „I Think I’m Good” (2020). Podstawą przekazu jest rytm. Dwie potężne zestawy perkusyjne, z których jeden obsługuje sam Kassa, do tego pianino elektryczne, saksofon i różne dodatki perkusyjne. Kassa także śpiewa i rapuje. No nie powiem – jest w tym moc. Jak rozkręcą swoją muzyczną maszynerię, to nie sposób ustać w miejscu. Zresztą saksofonista złapał w pewnym momencie jakąś kołatkę i obiegł z nią całą widownię. Z kolei lider na koniec koncertu rozwalił z impetem część swojego zestawu perkusyjnego. To był jazz, ale nie tylko. Było tanecznie, lirycznie i porywająco. Na bis poleciały rapsy prawie a capella. Ludzie pod sceną wciągnięci się w zabawę, powtarzali zapodawane ze sceny frazy, a nawet skakali jak na dyskotece. To powinien być wielki finał festiwalu. Żałowałem, że nie miałem gotówki, by nabyć coś z „merchu” na pamiątkę.

Na zakończenie drugiego dnia, już bez zbędnej zwłoki i jakiejkolwiek zapowiedzi, zaczęła swój DJ set An On Bast. Jedna z ciekawszych artystek krajowej sceny muzyki elektronicznej. Niepozorna, podrygująca za swoją hardware’owa aparaturą dziewczyna, miała pozwolić resztce publiczności popłynąć w transową przestrzeń. Bez rwania tempa, bez zgrzytów, poprowadziła zebranych przez pląsająca podróż w wybrane przez nich strefy. Bez żadnej narracji, z grą świateł, An On Bast dopełniła wieczoru. Nie dotrwałem do samego końca, ale dostałem to, co chciałem.

Drugi dzień Now Art Festival cieszył się lepszą frekwencją. W szczycie było na pewno ponad 150 osób. Ale jak na sobotni, letni wieczór, w mieście bez wydarzeń, to i tak powód do żalu. Czy będzie druga edycja? Chciałoby się, ale czy puławska publiczność na nią czeka i zasługuje? Ja trzymam naiwnie kciuki.                  

Now Art festival - dzień drugi
Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×