Najnowszy film Jeremy Saulniera, odpowiedzialnego m.in. za niektóre odcinki trzeciego sezonu „Detektywa”, to rzecz godna uwagi. Główny bohater – Terry, ma od początku tego filmu „pecha”. Jadąc rowerem ze słuchawkami w uszach nie słyszy radiowozu za sobą. Co ciekawe, policyjny samochód nie mija go, tylko doprowadza do drobnej kolizji. Terry jest czarnoskóry, to w tym przypadku także rodzaj „pecha”, bo dwaj policjanci są biali. Kolejna niefartowna okoliczność, to pieniądze jakie Terry ma ze sobą w plecaku. Są legalne, ale jest ich dużo, a bohater wiezie je do ratusza, by wpłacić 10 tys. dolarów kaucji za swojego kuzyna. Kuzyn też ma „pecha”, bo choć dokonał drobnego wykroczenia (posiadanie „nielegalnej substancji”), to bez kaucji trafi do więzienia, a tam grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo. Potem Terry spóźni się do niego o nieszczęśliwe trzy minuty. Kolejna niesprzyjająca okoliczność, to fakt, że miasteczko, w którym dzieje się akcja jest jednym z sześciu miast w USA, gdzie policja ma inną władzę, niż gdzie indziej. Napięcie budowane w tym filmie wynika z nagromadzenia tych pechowych aspektów w zderzeniu z nieoczekiwanym opanowaniem głównego bohatera. Z jednej strony wie on, że gra o najwyższą stawkę, z drugiej jednak nie eskaluje emocji w kontakcie ze stróżami prawa. Z czasem dowiadujemy się jakie są źródła takiego zachowania, podskórnie spodziewamy się natomiast, że nie jest to przypadkowa poza. To raczej współczesny „Smok” Bruce’a Lee, lub kolejne wcielenie jakiegoś samotnego rewolwerowca Clinta Eastwood’a. Naciąganie sprężyny jakim jest stopniowe poniżanie bohatera ze strony stróżów prawa, musi spowodować w końcu reakcję. Terry stara się nie wchodzić w swoją prawdziwą skórę, czy może raczej nauczony jest powściągliwości w walce o swoje. Co innego bezkarny szef miejscowej policji (w tej roli niejaki Don Johnson) i jego ludzie. Jednak w konfrontacji ze zdesperowanym mężczyzną o wysokiej sile moralnej, coś zaczyna pękać w załodze posterunku. To też będzie ciekawa rozgrywka. Nie do końca udanym zabiegiem, jest wprowadzenie do akcji osoby lokalnej prawniczki, która sama ma kłopoty, ale decyduje się wspomóc przyjezdnego. W końcu dostajemy w tym filmie pościgi, walkę wręcz i strzelaninę. Trochę szkoda, ale przemoc rodzi przemoc. „Rebel Ridge” ma klimat i potencjał. Sytuacja z typu absurdalnych, a zarazem prozaicznych, przemawia do wyobraźni. Jak na kino do obejrzenia z domowej kanapy, warto rozważyć.