„Moon Music” (notebook edition) – Coldplay

Parlophone, 4 października 2024

„Moon Music” (notebook edition) – Coldplay

Wydaje mi się, że zespół Coldplay wpadł w pułapkę, w jaką wcześniej wpakowała się grupa U2. Wolty stylistyczne i unowocześnianie brzmienia sprawiły, że starzy fani stracili nieco serca i sympatii, a z kolei krytycy uznali, że grupa straciła na wiarygodności i coraz surowiej zaczęli oceniać kolejne płyty. Obydwa zespoły bronią się oczywiście koncertami, bo mało kto robi tak efektowne widowiska. Trzeba przyznać, że w przypadku Coldplaya może imponować zaangażowanie w kwestie ekologii i zabiegi, by bilansować energię zużywaną podczas występów w „czysty” sposób. Płyta „Moon Music” zbiera generalnie chyba najgorsze recenzje w historii grupy (choć np. Pitchfork ocenił go znacznie wyżej, niż „Ghost Stories”, „A Head Full of Dreams”, czy „Music of the Spheres”). Nie pomogła udana współpraca z cenionym powszechnie Jonem Hopkinsem, czy zaproszenie świetnej raperki Little Simz. Niemniej album wskoczył znów na pierwsze miejsca sprzedaży w wielu krajach, a to był chyba plan minimum. Moim zdaniem „Moon Music” jest płytą lepszą, niż się o niej pisze. Podoba mi się jej klasycznie melancholijny, ciepły nastrój i przyjemne harmonie. Jest może nadmiernie filmowa podniosłość, ale nie brak też akustycznych elementów i etnicznych zaśpiewów. Niemniej nic mnie tu nie drażni, jak to się zdarzało choćby na poprzedniej płycie. Nowa muzyka nie jest bynajmniej pozbawiona ambicji. Po ładnym, tytułowym wstępie, wchodzi przebojowy singiel „Feels Like I’m Falling in Love”. Ma popową produkcję, ale naprawdę trudno się o coś więcej przyczepić. Kolejny singiel, będący ukłonem w kierunku hip-hopu i muzyki tanecznej, też mi się podoba. „We Pray” bezczelnie wpada w ucho od pierwszego razu. Może chórkowe „la la la” w końcówce to trochę za dużo, ale niech tam. Pogodny, półakustyczny i nieco etniczny jest „Jupiter”, który przechodzi łagodnie i sentymentalnie w podbity funkowo-dyskotekowym bitem „Good Feelings”. Starzy fani nie lubią pewnie takich nut, ale moim zdaniem numer nie jest zły. Zapewnia dobry nastrój i skłania do beztroskiej zabawy. Podobny, taneczny bit niesie ze sobą „Aeterna”, przy czym – zgodnie z tytułem- utwór ma subtelniejszy nastrój i znów etniczną końcówkę. Kosmiczny, a w każdym razie nieziemski klimat wraca w rozbudowanym i głównie instrumentalnym „Alien Hits/Alien Radio”. Jest w nim coś z pompatyczności Pink Floyd, której źródła można szukać na „Dark Side of the Moon”. Ukłonem w kierunku pierwszych płyt jest oparty na pianinie „All My Love”, z beatlesowskimi smyczkami niczym w „Eleonor Rigby”. Nie dziwi, że trafiło na trzeci singiel. Finałowe „One World” to powrót do nastroju z początku płyty, choć zamiast Jona Hopkinsa mamy tu samego Briana Eno. Notebook edition zawiera dodatkowo dziesięć próbek pracy nad poszczególnymi utworami – krótkie fragmenty demówek. Jakby dla przypomnienia, że to wszystko ma swój zaczątek w grze na gitarze, pianinie i w śpiewie. „Moon Music”, pomyślany jako kontynuacja „Music of the Spheres”, to próba powrotu do dawnej magii jaką roztaczał Chris Martin z kolegami. Może nie do końca udana, ale jak dla mnie się spokojnie broni.    

„Moon Music” (notebook edition) – Coldplay
Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×